EPILOG
style='color:olive'>I don't know how many times we've walked the
streets
Talking for ages, about the people we're gonna be
/>We've been waiting for a change
But I don't mind if you
don't change baby
Though it might seem crazy
But I'm
happy with you this way
Oh don't you know that
/>You're a part of my heart
And these emotions that I got from the
start
Are still with me babe
And I'm tripping up over my
words to say
(…)
We talk about the places that we
intend to be
But if we were there would you be you
And baby
would I be me?
I don't want to be somewhere and realize this
feeling's gone
I'm lost in these chances
Confusing my
senses
Tomorrow is taking too long
Don't you know that
You're a part of my heart
And these emotions that I got from
the start
Are still with me babe
And I'm tripping up over my
words to say
No-one ever told me life could be this sweet
/>Breathing easy
Breathing easy
It's time we shared the
sweetness
No-one ever told me life could be this sweet
Breathing
easy
Breathing easy
[Sugababes, Breathing easy]
Był dwudziesty czwarty grudnia. Śnieg pokrywał
dolinę Liberty Villig pod Londynem. Oczywiście ta mała dolinka, w której
były usytuowane zaledwie dwie rezydencje czarodziejów, Dragon Tower i Snape
Manor, była niewidoczna dla wścibskich oczu mugoli.
Obydwie rezydencje
leżały oddalone od siebie o dobre trzy mile z hakiem i ta, zajmowana przez
Malfoyów, była nieco obszerniejsza i lepiej zużytkowana. Innymi słowy, w
posiadłości arystokratów czystej krwi z dziada pradziada, znajdowały się
stajnie i ogromny padok do jazdy konnej. Konie były doglądane przez
odpowiednio przeszkoloną grupę skrzatów domowych, które uwijały się wśród
nich z radością i oddaniem.
Wszystkie pierzchły gdy ujrzały Hermionę.
Była tu dopiero od dwóch dni, a już zdobyła sobie wśród nich niesławną
opinię buntowniczki i wichrzycielki. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i
zaczęła karmić konie kostkami cukru, które przemyciła ze skromnego obiadu,
mającego być tylko preludium do wystawnej kolacji Wigilijnej.
/>"Trochę nie po anglikańsku" - pomyślała na temat sposobu
spędzania Świąt przez Malfoyów.
Hermiona nigdy nie pomyślałaby, że Boże
Narodzenie spędzi w takim dziwnym gronie.
Harry, Draco, Lilien,
Severus Snape, Arabell de Lincourt i Narcyza Malfoy... Zestawienie było po
prostu przednie, a dialogi Severus – Harry zaczęły już uchodzić za
kultowe. Snape nie krył się ze swoją niechęcią do przyszłego zięcia, ale
można było zauważyć, iż jego nastawienie trochę złagodniało.
/>Roześmiała się do własnych myśli, strasząc, tym samym, pięknego
wierzchowca o wdzięcznym mianie Onyx. Zwierzę było czarne jak noc, a na
czole miało srebrną gwiazdę. Onyx prychnął z dezaprobatą i łypnął groźnie na
Hermionę.
- No i czego sama do siebie się śmiejesz? – spytał
przystojny, zakutany w czarny i ciepły płaszcz, blondyn.
- Ech,
przypomniało mi się jak twój chrzestny tłumaczył przy obiedzie, że teraz
coraz częściej zdarza się, iż to mężczyzna bierze nazwisko małżonki gdy się
pobierają – Draco niekontrolowanie zachichotał.
- On nie
tłumaczył, on przypadkiem poruszył ten temat, bo teraz to jest na
topie – Malfoy junior wyszczerzył zęby i pocałował swoją ukochaną w
policzek.
- Cześć gołąbki – Lilien zgrabnie przeskoczyła
barierkę przed którą stała Gryfonka i wzięła szczotkę do czyszczenia włosia
końskiego. Onyx zarżał z aprobatą, gdy zaczęła go czesać.
- Harold
Snape – zadrwił Draco, a Lilien dostała głupawki i zarechotała
rozkosznie, na co koń, którego czyściła, zareagował cichym rżeniem i lekkim
odrzuceniem łba do tyłu.
- Harold James Snape – powiedział
jeszcze raz grobowym tonem Malfoy junior, zmuszając obydwie dziewczyny do
niekontrolowanego śmiechu.
- Boże, nie wytrzymam z moim starym –
Lilien otarła łzy śmiechu i spojrzała uważnie na przyjaciela.
- Nawet
nie wiesz jak wyprzystojniałeś przez ostatni miesiąc. Rozkwitłeś, skarbie.
Aż mam na ciebie ochotę...
- Lil... – bardzo cicho i bardzo
spokojnie powiedziała Hermiona. – Ani się waż.
Czarnowłosa
przewróciła oczami i puściła jej oczko.
- Gdzież bym śmiała –
zmrużyła ślepka i posłała Gryfonce uroczego smirka, za chwilę jednak
spoważniała. – Wiecie co? Chyba bym nie potrafiła zdradzić
Harry’ego – dodała cicho.
- Cześć, Haroldzie Snape
– Draco uśmiechnął się jadowicie do zielonookiego bruneta, który
zmierzał dziarskim krokiem w ich kierunku.
- A chcesz po łbie? –
grzecznie spytał Harry. Malfoy tylko się roześmiał.
- To jak, cykorki
gryfońskie? – spytała Lilien. – Które pierwsze wsiada na Onyxa?
- Harry – bardzo spokojnie i bardzo szybko powiedziała Hermiona.
- O, nie – Draco uśmiechnął się drapieżnie i złośliwie za razem.
– Kobiety mają pierwszeństwo.
Hermiona jęknęła.
- Ale ja
nigdy nie jeździłam... – próbowała ratować swoją sytuację.
-
Wiem, nie jeździłaś konno – przerwał jej Draco. – Zawsze jest
ten pierwszy raz – oznajmił bez większego wzruszenia. – Ściągaj
płaszcz bo będzie ci niewygodnie i ładuj swój zgrabny tyłeczek na Onyxa.
/>- To ogierek – nieufnie oświadczyła. – Wolę klacz albo
wałacha, są łagodniejsze.
- W tej stajni i w tej rodzinie nie ma
wałachów, moja droga – spokojnie oświadczył Malfoy junior, wyzwalając
fale niekontrolowanej wesołości w Haroldzie Jamesie Jak Na Razie Potterze i
wesoły uśmiech na twarzy Lilien. – A może już zapomniałaś? –
uśmiech Dracona był rozbrajający i słodki.
- Skromność to twoje drugie
imię? – odgryzła się Granger z lekkim rumieńcem na policzkach, którego
powodem był nie tylko przymrozek.
- Dobra, chodź no tu księżniczko,
tylko najpierw ściągnij tą ciężką pelerynę – ucięła dialog Lilien.
Draco osiodłał w tym czasie czarnego ogiera, który poddał się temu zabiegowi
ze spokojem i ufnością.
– Onyx jest łagodny, nie bój się –
kontynuowała Snape. - Poza tym będzie przecież na lonży. Nie bój nic, Draco
potrafi obchodzić się z końmi. Ja umiem tylko jeździć i to jeszcze nie
najlepiej – powiedziała widząc minę Hermiony, która stała po lewej
stronie ogiera i patrzyła na niego nie do końca ufnie.
- Najpierw go
pogłaszcz – ciągnęła swój wywód czarnowłosa, a później ładuj nogę w
strzemię i wio!
Harry przyglądał się niepewnie jak Gryfonka
głaszcze nieśmiało koński grzbiet. Onyx puszczał kłęby pary z nozdrzy i
łypał ciekawie na dwónożną istotę, która teraz smyrała go za uchem.
-
No, dawaj mała – Draco uśmiechnął się radośnie do Hermiony i przypiął
lonżę do wędzidła. – Siodło jest wygodne i dosyć miękkie... jak na
siodło – uśmiechnął się rozkosznie.
- Wybiegał się –
oznajmił Dracze niebezpiecznie słodkim tonem, gdy dziewczyna zgrabnie
wskoczyła na siodło i popatrzyła triumfalnie na swojego nauczyciela. –
Znaczy, że raczej... nie powinien ponieść – zaśmiał się cicho gdy
zobaczył jak Gryfonka blednie. – Spokojnie, zgrywam się – dodał
i łagodnie się uśmiechnął.
Okazało się, że panna Granger nie ma
większych problemów, nie tylko, z wejściem na koński grzbiet. Co prawda,
kiedy już siedziała, poczuła się dziwnie i nieswojo, ale już po dziesięciu
minutach wiedziała na czym polega praca łydkami i biodrami, i jak trzymać
wodze. Potter, patrzył ze zdziwieniem, jak, niepewna na początku, mina
Hermiony zmienia się w radosny uśmiech.
- E! To jest super –
oznajmiła po pewnym czasie dziewczyna, szczerząc się z końskiego grzbietu i
kiedy godzinę później Harry zabierał się za bliskie spotkania z Onyxem,
robił to bez strachu, a nawet z wielką chęcią.
******
/>Towarzystwo syna i starego przyjaciela rodziny, Severusa Snape’a,
wpływało na Narcyzę Malfoy bardzo korzystnie. Jej kuzynka, a ciotka Dracona,
mogła w spokoju spędzić Święta z bliską rodziną, gdyż pani Malfoy nie
cierpiała na brak ciekawych osobowości.
Trochę zdziwił ją dobór gości
jakich przytransportował ze sobą Mistrz Eliksirów, ale szybko okazało się,
że każde z nich na swój sposób umila Narcyzie życie. Najlepiej wpływała na
nią obecność Arabell, która okazała się doskonałą terapeutką i działała
lepiej od jakiegokolwiek eliksiru uspokajającego, czy kojącego, jakie pani
Malfoy brała z polecenia lekarzy w Świętym Mungo. Prawdopodobną przyczyną
zbawiennego oddziaływania Arabell był jej błogosławiony stan. Narcyza, gdy
tylko dowiedziała się, że de Lincourt jest w ciąży, postanowiła osobiście
czuwać nad kobietą i dbać o jej potrzeby. Okazało się to najlepszą terapią i
chociaż minęły dopiero dwa dni, żona szychy ministerialnej, obecnie bawiącej
w więzieniu, rozkwitała z każdą godziną jak zakochana młódka.
-
To już wiesz, co się urodzi? – spytała Narcyza upijając łyk kawy ze
srebrnej filiżanki.
Arabell skinęła głową i uśmiechnęła się
tajemniczo.
- Na pewno syn – uciął rozważania Severus i obydwie
kobiety popatrzyły na siebie znacząco. – Ona mi nie chce powiedzieć
– Mistrz Eliksirów oskarżycielsko wyciągnął palec w kierunku przyszłej
żony. – Nie chce, bo wtedy okazałoby się, że miałem rację od początku
– Snape’a zżerała ciekawość od czterech dni, czyli od wizyty
Arabell w Mungo, gdzie kobieta od magomedyczki dowiedziała się jakiej płci
dziecko urodzi.
- Dobrze, powiem wam obojgu. Bliźnięta jednojajowe.
Owszem Severusie, chłopcy – w salonie zapadła cisza, a de Lincourt
uśmiechała się uroczo i z wyższością. – Będziesz miał dwóch urwisów do
wychowania.
- Ojej! – Narcyza złapała się za głowę. –
A masz pomysł jak ich nazwać?
Severus wyglądał na zaskoczonego,
radosnego i podłamanego jednocześnie.
- Owszem – Arabell miała
już wyjawić ze złośliwym uśmiechem swe plany, kiedy do salonu wpadła czwórka
młodych ludzi, z czego dwoje było bez płaszczy, mokrych i miało niezbyt
tęgie miny. Jedno z tych dwojga było czarnowłose, bardziej rozczochrane niż
zwykle, zabawnie mrużyło oczy i trzymało w dłoni rozwalone okulary.
Pozostała dwójka natomiast była jak najbardziej sucha i jak najbardziej
szczęśliwa. Draco i Lilien, sądząc z natężenia śmiechów, mieli niezły ubaw z
perypetii Harry’ego i Hermiony
- Potter, won mi z tym
śniegiem! – Severus nie krył swego oburzenie, nieważne, że Granger
ociekała bardziej, bo jej długie włosy były teraz idealnie mokre. - No i co
mrugasz, jak niedorozwinięty? Uciekaj stąd zaraz i się wysusz!
-
Mrugam, bo mi się okulary połamały jak spadłem z konia – wycedził
Harry nie mrugając i starając się by jego wzrok był jak najbardziej
wyzywający.
- A mówiłem głąbie, zdejmij okulary! – rżał
radośnie Draco do wtóru z Lilien. – Na razie się dopiero uczyłeś, po
kiego ci były?
- Bo źle widzę bez nich!
- Ale byłeś,
matołku, na lonży! Nie musiałeś dokładnie oglądać białej drogi, jedynie
uczyć się pracy nóg i bioder! –Lilien próbowała opanować dziki
chichot.
- Co im jest? – zapytała Narcyza, przerywając koncert
hahów i hihów.
- Och, mamo! Stwierdzili, że przejadą się razem...
na lonży, ale Onyx jest do tego nieprzyzwyczajony – Draco tłumił
ogarniającą go wesołość.
- Nie. Raczyłeś. Nam. O. Tym. Powiedzieć
– Hermiona była mokra, rozżalona i zła.
- Wyluzuj –
orzekła latorośl Malfoyów. – Onyx wierzgnął i spadli. Dosyć
widowiskowo polecieli w największą zaspę jaka była na padoku – Draco
zachichotał przypominając sobie ten lot, za co dostał po głowie od Hermiony.
Nie przejął się zbytnio, tylko powiedział „ała” i potarł
urażone miejsce.
Severus wyglądał na niepocieszonego tym, że Harry
przeżył upadek z konia.
- Wracając do tematu bliźniąt
jednojajowych – podjęła Arabell ze smirkiem na ustach. – Wiecie,
mam coraz większą ochotę je nazwać właśnie tak, jak przyszło mi do głowy,
gdy tylko dowiedziałam się że będzie dwóch chłopców.
Wszyscy
popatrzyli ciekawie na de Lincourt. Severus zamarł z butelką wina w ręce, a
Lilien pisnęła radośnie.
- Będę miała dwóch braciszków! A jak
chcesz ich nazwać? – jej nozdrza rozchyliły się, a na twarzy wykwitł
rumieniec radości. Ze złośliwych ogników, wyzierających z oczu Arabell,
mogła już wyczytać odpowiedź.
- Będziesz zachwycony moim pomysłem,
Severusie – kobieta odgarnęła miedziane włosy za ucho. – Draco i
Harry, co ty na to, kochanie?
Zapadła cisza jak makiem zasiał. Narcyza
stłumiła parsknięcie śmiechu, tak samo Lilien i Hermiona. Draco i Harry
mieli głupkowate miny, a Severus... Cóż, z wrażenia upuścił kieliszek
(dobrze, że nie butelkę wina, którą trzymał w drugiej dłoni, ale na
szczęście z byt mocno ją ściskał) i wytrzeszczył oczy.
- Co? –
spytał lodowato. – Co? Po moim tupie! – oznajmił donośnie i
zaczął pomstować na czym świat stoi. Wyszedł z salonu i dało się tylko
słyszeć:
- Harry! Jezu! Harry! O nie! Nigdy!
– i tym podobne deklaracje, wykrzykiwane na cały dom.
-
Przejdzie mu... i pogodzi się z tym pomysłem, bo ja decyzji nie zmienię
– oznajmiła Arabell radośnie, a Narcyza szeroko się uśmiechnęła.
/>- Nie przejmuj się, Harry... Severus już taki jest – powiedziała
pani domu.
- Przyzwyczaiłem się – chłopak nie wyglądał na
urażonego, raczej na rozbawionego sytuacją.
- Ale nas zaszczyt kopnął
– wyszeptał mu do ucha Draco. – Daj, naprawię ci te
okulary...Draco Snape... Jeeez! Ale to brzmi.
- Nie lepiej od
Harry Snape – zgodził się zielonooki i odebrał okulary. –
Dzięki.
- Dobra, dziewczyny, idziemy piec ciasto – oznajmiła
Narcyza. – Dziecko, wysuszę cię – dodała patrząc na przemoczoną
i szczękającą zębami Hermionę. Za chwilę zarówno ona, jak i Harry nie
wyglądali już jak zmoknięte mopsy.
- A my co mamy robić? –
spytał Harry w imieniu męskiego grona.
- To, co mężczyźni robią
najlepiej. Nic – oznajmiła Narcyza zaskoczonym i zszokowanym
młodzieńcom. – Idziesz z nami, Arabell? – zapytała i de Lincourt
ochoczo wyskoczyła z fotela.
- A co, będę pierdzieć w stołek? –
spytała radośnie. – Harry i Draco mogą to robić, a Severus im
pomoże... jak już skończy swoją litanię żalów skarg.
Chłopcy wzruszyli
ramionami.
- Idziemy grać w karty – oznajmił niezrażony Draco i
mina Harry’ego się rozjaśniła.
******
Tak właśnie
wyglądała atmosfera w Dragon Tower.
Było radośnie, rodzinnie i ciepło.
Kiedy rozpoczęła się Kolacja Wigilijna i zostało przygotowane
nakrycie dla zbłąkanego wędrowca, Draco posłał matce niespokojny uśmiech.
Ona jednak skinęła uspokajająco głową i rozdzieliła opłatek.
W czasie
składania życzeń, które upłynęły w miłym klimacie, tylko Harry i tylko raz
otrzymał dziwne życzenia - od... Severusa. Otóż dowiedział się, co go raczej
nie zdziwiło, że ma być dobrym mężem dla Lilien, bo inaczej długo nie
pożyje.
Nagle drzwi otworzyły się z łoskotem i wszyscy
popatrzyli na wysoką, ośnieżoną postać w czarnej, ciepłej pelerynie. Postać
rozejrzała się trochę nieprzytomnie, najwidoczniej zdziwiona zestawem osób
przy stole, w końcu jej szare oczy spoczęły na wysokiej, pięknej
czterdziestoletniej blondynce i rozjaśniły się radością.
Wszyscy przy
stole zamarli, a Harry’emu z wrażenia wypadł widelec z dłoni.
/>Narcyza, po raz pierwszy w życiu, poczuła dziwny skurcz w okolicy serca na
widok własnego męża.
- Lu? – spytała cicho?
- Tak,
Nari.... Wypuścili mnie wcześniej, w końcu są Święta – dwoje ludzi
podeszło do siebie, niepewnie się uśmiechając.
W salonie panowała
niczym niezmącona, uroczysta cisza.
- Bardzo za tobą tęskniłam –
powiedziała cicho i spojrzała w jego oczy tak, jakby patrzyła na niego po
raz pierwszy w życiu. – Witaj w domu.
KONIEC