No no no, końcówka dosyć intrygująca i obiecująca :] Parcik krótki bo krótki ale udany

Błędów nie zauważyłam, chyba że przeoczyłam, co ostatnio mi sie trochę zdarza

Ciekawe co Lavander miała na myśli... :] Ale tego dowiemy się później. Podobało mi się szczególnie kiedy Harry stwierdził, że Ron jest wyjątkowy

oznajmując później, że nigdy w życiu nie był bardziej szczery

No, ale to już tylko takie moje dziwne upodobania

Pozdrawiam i weny na następne kawałki życzę

I przy okazji Wesołych Świąt
Hehe zgadzam się z Tobą. Parcik krótki ale intrygujący

Też mam takie upodobania

Wesołych Świąt i wszystkiego Naj Naj
PrZeMeK Z.
23.12.2006 21:54
Dobrze jest, Hito.
Najpierw błąd, bo zauważyłem.
QUOTE
Nigdy nie wyjawił Hermionie, jakiego sposób używał
Zła forma. Ale to chyba jedyny błąd.
Do treści: ciekawe, ciekawe. Miło się czytało, Harry cudownie nieśmiały - taki, jaki być powinien. Ron z Luną zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy - sam pomysł ich związku jest zabójczy.

Końcówka intrygująca, fakt. Ale łagodnie intrygująca. Da się wytrzymać, by nie napisać "KIEDY NASTĘPNY PART??!!??".
Aha, i jedna rzecz, która mnie z jakiegoś powodu absolutnie zachwyciła. Zdanie "Kolczyki zamigotały". Nie wiem dlaczego, ale zabrzmiało to dla mnie pięknie.
Miałem jedną teorię na temat Pottera - potwora, ale przeczytałem jeszcze raz fragmenty "mroczne" i mi upadła. Ojej.
Błąd poprawiony. Dzięki za dostrzeżenie.
Tomakowi i Rossie dziękuję za życzenia i odwzajemniam się własnymi, ciepłymi i świątecznymi. Wesołych!
No, oczywiście, korzystając z okazji - wszystkich czytelnikom mojego fica składam tu moc życzeń. Oby Święta i nowy rok przyniosły nam niezgłębione i nieskończone pokłady prawdziwej weny
Przemek>>następny part będzie - trochę nieaktualnie - walentynkowy, nie świąteczny, że tak zespoileruję, bo cy zaostrzyć ciekawość :] Wczorajsza część nie była zbyt długa, następna podobnie, toteż postaram się ją zamieść nie później niż we wtorek.
QUOTE
Miałem jedną teorię na temat Pottera - potwora, ale przeczytałem jeszcze raz fragmenty "mroczne" i mi upadła. Ojej.
Ej no, bez takich zagrywek żerujących na mojej ciekawości. Wiesz, mnie jako autora strasznie interesują teorie czytelników, szczególnie tych uważnych. W dodatku chodzi o temat Pottera - potwora.
Jeśli nie chcesz tutaj tego pisać, bojąc się o ewentualne spoilery, to zdaje się, że PMki są już naprawione
PrZeMeK Z.
23.12.2006 23:10
QUOTE
Ej no, bez takich zagrywek żerujących na mojej ciekawości. Wiesz, mnie jako autora strasznie interesują teorie czytelników, szczególnie tych uważnych. W dodatku chodzi o temat Pottera - potwora.
Wiem.
No dobra, napiszę, choć już w nią nie wierzę. Myślałem, że fragmenty z Potterem - potworem dzieją się gdzieś daleko, daleko w czasie od głównej akcji, gdzieś w odległej przyszłości, a umieszczasz je pomiędzy teraźniejszymi partami, żeby też wydawały się dziać obecnie. I że skoro nie dzieją się teraz, to rzekomy Potter może być kimś zupełnie innym, kto tylko się pod niego podszywa - w końcu przez tyle lat ktoś mógłby wpaść na taki pomysł. Głupi jestem, wiem.
Ale na wszelki wypadek nie potwierdzaj ani nie zaprzeczaj.
Uważałem też, (uwaga, będzie na biało, kto nie chce znać moich przypuszczeń, niech nie czyta)
że Voldemort mógł dzięki połączeniu z umysłem Harry' ego przejmować nad nim kontrolę (co tłumaczyłoby wg mnie, czemu "normalny" Harry nie pamięta żadnych okropieństw) i przelewać w niego część swojego zła, że tak to ujmę. Ale, po ostatnich fragmentach z Potterem - potworem, zaczynam w to wątpić. Harry opętany przez Voldemorta nie mógłby chyba niczego przed nim ukrywać, prawda?Ojej, zapomniałbym. Rzecz jasna, wesołych świąt wszystkim!
Przemek, ja też uważam że mogłaby istnieć taka opcja, że ten rzekomy Harry to zupełnie ktoś inny. Rozważałam też opcję z Voldemortem (jak napisałeś na biało), ale co do tego to nie wiem w sumie co myśleć. Dowiemy się tego wkrótce i zobaczymy czy miałeś rację

Pozdrawiam

I jeszcze raz wszystkim Wesołych Świąt

Szkoda tylko, że bez śniegu
Cóż... co do tego fragmenciku... (

) króciutki... króciutki.
Ale świetny. Chociaż nie było scenek Harry-Vold to parcik bardzo interesujący i intrygujący. W tej części strasznie mi się podobała Hermiona... przedstawiłeś ją tak... tajemniczo.

A co do teorii... też miałam wrażenie, że fragmenty Harry-Vold dzieją się w późniejszym czasie... i że na skutek pewnego zdarzenia (wypadku, czyjejś śmierci, może zmiany jakiejś postaci) Harry przeszedł na drugą stronę.
Z drugiej strony... (ta teoria jest zupełnie chora) wydaje mi się, że Harry'ego mógł zdradzić ktoś, kogo uważał za przyjaciela, ktoś kto niby jest po stronie dobra, ale tak naprawdę ma własną stronę i przejmuje się tylko własnymi sprawami... w ten sposób Harry mógłby chcieć przejść na stronę Voldka.
Albo... (ale się zagdybałam) Harry może nadal być dobry, a to wszystko może być tylko grą (wtedy bym chyba udusiła Autora

). Z drugiej strony Potter musiałby być rewelacyjnym aktorem.
PrZeMeK Z.
25.12.2006 11:51
To nie może być gra. Nie świadome udawanie. Gdyby tak było, Kallisto - świetna legilimentka - rozszyfrowałaby go najpóźniej w scenie erotycznej. Wtedy nie zdołałby zamknąć umysłu i myśleć o Anglii.
QUOTE
- Nie służy ci uwaga, jaką na siebie zwracamy, jak sądzę.
Harry otworzył usta i niemal od razu je zamknął. Sprzeciw nie miałby żadnego sensu.
- W takim razie wejdźmy gdzieś i usiądźmy. Co ty na to?
AAAAAAA!!!! Co to, konkurs na sztuczność?! O fuj, fuj, fuj! Bleeee! Nigdye więcej takich dialogów, błaaagaaaam!!! Słodycz tych świąt oraz walentynek w opowiadaniu wystarczy, by trzeba było uważać na przedawkowania cukrem i lukrem.
Przepraszam, zaczęłam kiedyś ten fick, doszłam chyba do końca wakacji (a moze to było ten drugi...?), w każdym bądź razie, jeśli wszystkie twoje dialogi są tak sztuczne, uprzedź mnie, nie będę tego czytać, mimo że chciałam się za to zabrać. Z reguły nie zaczynam od cztrenastego rozdziału, ale chyba teraz dobrze zrobiłam.
Byle do wiosny, niech świat nam się ześliz... eee... zazieleni, Ninkuś.
avalanche
25.12.2006 20:59
to się nazywa kurtuazja.
To nie miała być kurtuazja. Zostałam znokautowana i uważam, że autorowi należy o tym powiedzieć. Delikana nie będę, bo to nie pierwszy fick, w dodatku długi i zbiera wiele pochlebnych recenzji (mimo że na tym forum nie jest to akurat najlepszy wskaźnik, ale cóż... ufam wam).
Trochę ochłonęłam, ale dalej uważam to za szczyt sztuczności.
Oby wiosna przyniosła nadzieję.
Ninkuś.
avalanche
26.12.2006 00:06
tak bardziej do zacytowanego dialogu to było ;d
ale może i tak być!
Ninkuś>>z ,,BtS'' musi być naprawdę dobrze, jeśli największa niedoróbka, jaką mogłaś wytknąć, to przytoczony przez Ciebie dialog. Dzięki.
Miłej wiosny.
Przemek, Ailith, Rossa>>zgodnie z prośbą do żadnej teorii się nie ustosunkuję. Napiszę tylko, że za kilka części dużo się wyjaśni.
A póki co...
====================================================================
Harry nie wiedział, w co wierzyć – czy jego pytanie zadane w pubie wystraszyło Hermionę, czy też najlepsze czekało na niego na koniec. Za okiennicami królował już mrok, zegary niedługo wybiją północ.
Zaraz... niedługo północ? Co do licha? Przypadek czy...
Nie. Nie będzie się nad tym zastanawiał. Niedorzeczność.
Harry na chwilę krótką jak jeden ruch różdżki doznał niespodziewanego wrażenia, przybyłego znikąd, które ścisnęło mu żołądek, głosząc mu wprost do wewnętrznego ucha, że żyje w jakimś surrealistycznym świecie, gdzie jest tylko pionkiem na szachownicy życia i śmierci, że...
- Chyba za dużo zjadłem na kolację – jęknął.
Ron spojrzał na niego znad ,,Żonglera’’, którego czytał do góry nogami. Oprócz Harry’ego był jedyną osobą siedzącą w pokoju wspólnym. Reszta Gryfonów albo spała, albo rozmawiała w sypialniach, albo była zajęta zgoła odmiennymi czynnościami.
Ron wiedział, dlaczego jego przyjaciel wygląda na tak zniecierpliwionego. Rankiem kpił sobie z niego. Hermiona zaciągająca Harry’ego do łóżka? Brzmiało bardziej niewiarygodnie niż Luna zaciągająca jego. Hermiona, która czekała z pierwszym całusem kilka dobrych miesięcy? Bez żartów.
A jednak... Harry z uporem siedział na fotelu i z krótkimi przerwami ciągle rzucał okiem na swój zegarek. Hermiona powinna się zjawić, jednak gdzieś zniknęła. Czyżby czekała, aż jej ukochany zostanie sam? Na pewno nie chciała dzielić się swoimi intencjami z nikim oprócz niego.
Ron uśmiechnął się do całej tej sytuacji. Jeszcze niedawno po prostu nie mógłby tego sobie wyobrazić, a teraz...
Wstał. Czas iść spać. Sam miał całkiem udany dzień, zakończony, a jakże, pierwszym całusem. Tak.
Luna pocałowała go. W czubek nosa. Nie w usta – w czubek nosa.
Niby co on miał o tym myśleć? Luna była świrnięta w pozytywny sposób, zgoda, ale do niektórych kwestii powinna podejść poważnie.
Cóż, jutrzejszy dzień może być interesujący.
- Idę spać.
Ron nie doczekał się odpowiedzi. Założyłby się, że Harry na żadną nie potrafił się zdecydować. Jeżeli w ogóle go usłyszał.
Wybraniec został sam. Po wyjściu przyjaciela zaczął denerwować się jeszcze bardziej. Teoretycznie – cokolwiek Hermiona mu przyszykowała – powinien skręcać się z podekscytowania.
Na co czekał? Co Lavender sugerowała? Przecież chyba nie...
- Długo na mnie czekałeś, Harry?
Chłopak zerwał się na nogi szybciej niż ktoś ukłuty szpilką w pośladek.
- Ależ skąd – odpowiedział zdumiewająco spokojnie. Skoncentrował się na wyglądzie Hermiony. Była ubrana dokładnie tak samo, jak w Boże Narodzenie, łącznie z kolczykami i subtelnym makijażem. Tylko jej oblicze przedstawiało inną gamę emocji, niż wtedy. Harry widział jakby... niezdecydowanie?
Podeszła do niego i uśmiechnęła się. Nie z przymusem, ale... Szlag, chciałby umieć rozpoznawać mimikę twarzy tak dobrze, jak ona.
Potter przestał się użalać nad swoimi brakami, gdy Hermiona przytuliła się do niego mocno. Całym ciałem. Aż zmrużył oczy.
- Mam nadzieję, że nie jesteś śpiący.
- Wcale. – W tym momencie był istotnie daleko od senności.
- Cieszę się. – Hermiona pocałowała go, łapiąc jedną ręką za tył głowy. – Chodź.
Oboje wyszli z pokoju wspólnego. Nie zauważyli wystającej zza drzwi dormitorium chłopców głowy Rona. Rudzielec pokiwał nią, mruknął coś pod nosem i poszedł spać.
Hermiona prowadziła Harry’ego korytarzami Hogwartu. Szedł za nią bez słowa, umysł całkowicie mając zajęty próbami ogarnięcia sytuacji, w której się znalazł. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że ten skubaniec Ron miał rację w kwestii czerwonej bielizny. Na drugi i trzeci rzut również tak to wyglądało.
Albo Hermionie miłość zawróciła w głowie, albo pomimo sześciu lat znajomości Harry musiał uznać, że kiepsko ją zna.
Dziewczyna szła szybko, wiedząc dokładnie, którędy podążać. Jeszcze kilkanaście minut temu spotkała wściekłego z jakiegoś powodu Malfoya. Czuła, że to może być zły omen, no i sprawdziło się – Pokój Życzeń był zamknięty. Zajęty. Walentynki, doprawdy. Ciekawe, czy McGonnagal cokolwiek podejrzewa.
Jednak ona przygotowała się wcześniej. Pomógł jej szczęśliwy traf, odpowiednie ułożenie ruchomych schodów, które doprowadziły ją, jeszcze kilka tygodni temu, do nie odwiedzanej komnaty. Zbadała wtedy przemieszczenia schodów i odkryła pewną prawidłowość. Sprzyjającą na okoliczności nocy walentynkowej.
Oczywiście, olbrzymi Hogwart posiadał od groma pomieszczeń, których Hermiona mogłaby użyć, jednak wszystkie te, które znała, były bardziej znane i dostępne. A ona miała zwyczaj cenić sobie dyskrecję.
Harry nawet nie zauważył, że wchodzą w nową dla niego część zamku. Nie miał do tego głowy. Nie miał też odwagi przerwać ciszy, jaka podążała ich ścieżkami. Nie odezwał się aż do końca wędrówki. Czuł, jak umierają mu komórki mózgowe.
- Jesteśmy – rzekła cicho Hermiona. Weszli razem do środka, drzwi zamknięte za nimi szczelnie Alohomorą. Harry na szczęk zamka również nie zwrócił uwagi. Oglądał komnatę, w jakiej się znalazł.
Na pewno widział ją pierwszy raz. Była wielka, wysoka nawet na kilkanaście metrów. Oświetlona księżycową poświatą, która wpadała przez owalne, duże okna, skrywała mnóstwo rzeczy, wyglądających na zepsute lub porzucone. Mających związek z quidditchem.
Pod sufitem latały jak pijane złote znicze, najwyraźniej zepsute poza granicą magicznej naprawy. Niektóre odbijały się od ścian, inne wpadały na siebie wzajemne. Sala była wypełniona furkotem ich skrzydełek.
Poza tym inne piłki do gry, zniszczone i złamane miotły, wśród których zapewne leżał gdzieś jego stary Nimbus; nawet oparte o kamienne ściany obręcze-bramki. Proporce, maszty, przyrządy do konserwacji, wszystko.
W powietrzu unosił się ponadto zapach jego ulubionego placka z owocami, choć Harry nie miał pojęcia, skąd. Nie czuł za to wszechobecnego kurzu.
Jedno miejsce, przyciągające wzrok nawet bardziej niż latające znicze, było czyste. Składało się z kilku świec o migoczących płomieniach i jednego, wygodnego mebla.
Patrząc na niego nie sposób było trzymać się swoich wątpliwości. Hermiona nie zabrała go ze sobą, by pokazać mu tę wspaniałą komnatę. No, owszem, także, ale głównie nie po to.
Jej cel był widoczny jak na dłoni. Jasny jak słońce.
- Liczę, że czujesz się komfortowo, skarbie.
Ha. Ha. Wiedział, że się doczeka.
Jej głos był nienaturalny, dziwny, ale umysł Harry’ego nie zdążył złapać tej idei, jako że wyłączył się z powodu kolejnego pocałunku. Jego ręce poruszyły się same, by ją objąć, ale Hermiona wysunęła się z ich zasięgu, podchodząc do krawędzi łóżka. Łoża.
Zaczęła rozpinać guziki swojej białej koszuli. Nie miała pod nią stanika.
Harry niemal zemdlał od prędkości, z jaką krew odpłynęła z jego mózgu do dolnych partii ciała. Całe jego wahanie, nieufność do rzeczywistości, drżenie – zniknęło. Opanowanie, jak fatalne by nie było, również.
Podszedł dwoma krokami do Hermiony. Złapał ją za policzki i pocałował, kiepsko stylowo, ale pewnie.
Ona rozsunęła jego płaszcz i zajęła się jego odzieniem.
On przesunął dłonie po jej ramionach, talii, biodrach. Złapał poły jej rozpiętej koszuli.
Ona zaczerwieniła się lekko, zapewne wstydząc się własnej nagości. Opuściła jednak ręce, pozwalając kochankowi dokończyć dzieła. Biała tkanina opadła.
Odruchowo zasłoniła piersi, ale – jakby opamiętując się – ponownie opuściła ręce.
Nagi biust Hermiony wzmógł pożądanie Harry’ego. Zrzucił okulary i naparł na dziewczynę, która cofnęła się, opadając na czerwoną pościel.
On natychmiast nachylił się nad nią, całując ją namiętnie. Kolana umieścił na łóżku, co pozwoliło mu jedną dłonią pieścić jej włosy, a drugą skierować ku jej prawej piersi, dotknąć jej, złapać.
Ona odczuwalnie zadrżała, napięła mięśnie. Musiała już być podniecona.
On całował ją w szyję. Jego dłoń z piersi przesunęła się niżej, musnęła brzuch, dotarła do spódniczki. Jego palce wsunęły się pod jej krawędź.
Hermiona zacisnęła mocno powieki. Oddychała urywanie, niespokojnie.
Harry, ciągle całując jej ciało, wsunął spocone palce pod spódniczkę. Momentalnie przekonał się, że jego kochance nie tylko stanika brakowało. Wyczuł jej łono, nacisnął na nie, zamroczony oparami przyjemności skierował palce niżej, dalej...
Nagle coś złapało go za nadgarstek.
- Przestań! Proszę.
Głos Hermiony nie miał w sobie nic z kuszenia, nic z namiętnego droczenia się partnerów. Prosił, błagał. Harry poderwał się jak oparzony, gdy zobaczył załzawione oczy ukochanej. W jednej chwili całe seksualne uniesienie wyparowało.
- Przepraszam cię, Harry, ja... Nie mogę tak, tak... Nie potrafię – jęknęła.
Potter stanął nad łóżkiem. Zszokowany widział, jak tłumiąca łkanie Hermiona zasłania piersi rękoma, jak nieporadnie siada, ocierając łzy.
Poczuł się obrzydliwie. Jak gwałciciel. Ledwo utrzymał się na nogach. Miał ochotę uciec, nie mógł patrzeć na efekt wybuchu swojej żądzy.
Nie wiedząc, co robi, podniósł z podłogi koszulę i podał jej. Hermiona ubrała się, zapięła guziki i wstała, mrugając, by osuszyć oczy. Pochyliła głowę, włosy zasłoniły jej twarz.
- Nie chciałam, żeby... tak to wyszło. Przepraszam. Musisz być wściekły.
Harry nie zdobył się na odpowiedź. Tak, był wściekły. Nie na nią.
Na siebie. Zachował się w tak doniosłej chwili jak ostatni, skończony dureń. Błędnie zinterpretował jej reakcje, które nie miały nic wspólnego z podnieceniem. Hermiona zdecydowała się na śmiałość, pragnęła się z nim kochać, a on swoim podejściem... spieprzył wszystko. Absolutnie. Być może nieodwołalnie.
- Harry, proszę cię... Poczekajmy jeszcze, dobrze? Ja... widać jeszcze nie jestem gotowa. Zgoda?
- Oczywiście – odparł błyskawicznie. Wiedział, że nigdy do niczego jej nie zmusi. I że minie sporo czasu, zanim na cokolwiek się zdecyduje. Nie zniósłby, gdyby ponownie tak ją skrzywdził.
- Nie obwiniaj się, ja po prostu... Zapomnijmy o tym, Harry. Proszę. Poczekajmy. – Złapała go za dłonie, już spokojna.
- Dobrze.
Nie mógł powiedzieć nic więcej. Chciał opuścić tę przeklętą komnatę. Nie zdołał jednak wykonać żadnego ruchu. Hermiona przytuliła się do niego, wzdychając cichutko.
- Kocham cię, Harry. Zawsze o tym pamiętaj.
- Ja... Ja też cię kocham.
Obejmowali się jeszcze przez dobrą chwilę. Potem wyszli, bez słowa skierowali się ku pokojowi wspólnemu.
W drodze powrotnej także milczeli.
Przed rozejściem się do sypialni pocałowali się delikatnie. Hermiona najwyraźniej nie miała do niego żadnych pretensji.
Harry obserwował ją, jak wchodzi po schodach i znika w dormitorium dziewcząt. Czuł się już mniej wstrętnie. Ale tylko trochę.
Nawet taki Malfoy poradziłby sobie lepiej. Co za wstyd.
Ciekawe, jak poszłoby mu z Kalisto...
Niedorzeczność.
Ron miał na tyle taktu, by nie pytać o szczegółowy przebieg jego schadzki z Hermioną.
Aczkolwiek dziwnie się uśmiechał, poklepywał go po ramieniu i czasem robił denerwujące aluzje.
Harry nie wiedział, czy to dlatego, że znał cel, z jakim przyszła do niego Hermiona, czy dlatego, że wiedział, jak całe spotkanie przebiegło.
Nie miał jednak ochoty ani siły o tym rozmawiać. Z kimkolwiek. Z Ronem także.
Raz, gdy już miał dość, rzucił w kierunku przyjaciela:
- Wiesz, że za kilka dni gramy z Hufflepuffem?
Wystarczyło. Ach, słodkie uczucie zasłużonej zemsty. W takich chwilach rozumiał, jak to jest być Ślizgonem. Doceniał.
Hermiona zachowywała się tak, jak przed Walentynkami. Była blisko niego, pełna ciepła, uśmiechnięta, ukazując swoje uczucie subtelnie, bezpośredniość rezerwując dla okazjonalnych pocałunków.
Harry nie prosił o nic więcej. Był zadowolony, że nic się pomiędzy nimi nie zepsuło. Lepiej – w końcu wzajemnie wyznali sobie miłość, pierwszy raz od początku ich związku. Prawda, że słowa nie zawsze są najważniejsze, w przeciwieństwie do czynów, ale werbalne upewnienie się nie boli.
Mecz Gryffindor kontra Hufflepuff zaczął się dokładnie tak, jak obawiała się tego kapitan Bell. Z biegiem czasu sytuacja zdawała się poprawiać. Spotkanie – ku zaskoczeniu wszystkich – komentowała Luna Lovegood, co okazało się mieć zbawienny wpływ na obrońcę Ronalda. McLaggen, na szczęście dla reszty drużyny Gryffindoru, nie miał okazji, by popisać się swoimi umiejętnościami czy mentorstwem.
Hufflepuff od czasu straty Cedrika Diggory’ego nie miał gwiazd w składzie, toteż szkarłatna drużyna radziła sobie coraz lepiej. Harry wiedział, że złapanie znicza zakończy się dla nich wynikiem jak najbardziej pozytywnym. Musiał tylko zlokalizować te złote skrzydełka...
Są. Właśnie pojawiły się na boisku.
Harry nie zamierzał przegrać z szukającym Puchonów. Jak by to wyglądało w oczach Hermiony? Porażka nie była możliwym wyjściem, tylko zwycięstwo.
Żaden tłuczek nie uderzył go tym razem. Gryffindor wygrał z Hufflepuffem, co oznaczało, iż ciągle ma szansę na puchar. Ravenclaw nie będzie problemem. Cho mogła sobie ćwiczyć, trenować do upadłego – i tak złapie znicz przed czubkiem jej nosa.
Po meczu Katie pogratulowała Ronowi świetnej gry. Przy wyjściu z szatni pogroziła mu palcem, mając u boku Harry’ego.
- Tylko nie osiadaj na laurach. Trenuj. Będziesz musiał mieć podzielną uwagę za rok, gdy już zostaniesz kapitanem drużyny.
- Co?
- Nie patrz tak na mnie. Rozmawiałam już o tym z Harrym i panią dyrektor.
- Co?
- Słuchaj, głąbie jeden. Kto z nas jest najlepszym taktykiem? Nawet Hermiona ani razu nie ograła cię w szachach. Quidditch to nie to samo, wiem, ale na pewno nadajesz się na kapitana bardziej niż ja czy ten tępak McLaggen. Trochę wiary w siebie i drużyna będzie chodzić jak w zegarku, prawda, Katie?
- Ale...
- Bez dyskusji.
Dumbledore przestał odwiedzać Hogwart. Ponoć McGonnagal sporadycznie otrzymywała od niego listy, po lekturze których wyglądała na starszą o kilka lat. Snape skorzystał z absencji dyrektora i przestał stosować się do jego dyrektywy. Lekcje Mikstur na nowo stały się dla Harry’ego udręką.
Zasada kosmicznej równowagi nie zadziałała. Wander nie zamierzał osłodzić mu życia, choć, z drugiej strony, już kilka tygodni przed meczem dał sobie spokój z Sectumsemprą i zaprezentował uczniom nowe zaklęcie. Czar, zgodnie z nazwą przedmiotu, służył do obrony przed – jak to ujął profesor – magicznymi, drastycznymi z natury ingerencjami w umysł i duszę. Niestety, na Imperiusa nie działało. Było trudne do wykonania, jednak Harry, potajemnie używając swojego sposobu, dawał sobie radę.
Luty zbliżał się do końca.
=================================================================
Ten fragment jest nieco dłuższy, niż miał być, co może się odbić na objętości kolejnych dwóch. Kiedy pojawi się następna część? Spróbuję wyrobić się jeszcze w tym tygodniu.
QUOTE(Hito @ 26.12.2006 16:07)
Ciekawe, jak poszłoby mu z Kalisto...
Niedorzeczność.
Teraz to dopiero namieszałeś.
Ta jedna linijka sprawiła, że pogubiłam się już całkiem.
Wygląda na to, że Harry poznał już Kalisto, czyli momenty Harry-Vold i Harry-Hermiona, Ron, itp. dzieją się mniej więcej w tym samym czasie. Jednocześnie Harry jest hmm... przed nocą z Kalisto, co sugeruje, że akcja dzieje się gdzieś pomiędzy. Więc albo faktycznie Harry został rozszczepiony na dwóch, albo moje myślenie jest do kitu...

Cóż... poczekamy, zobaczymy.
W każdym razie... fragmencik świetny i cudowny. Podobał mi się chyba najbardziej z wszelkich scen bezvoldowskich

Weny, Hito. Weny.
I chęci, i czasu też.
jendrekk
27.12.2006 10:34
@UP
Nie koniecznie może jest to zamysł autora jak by w takiej sytuacji zachował się Hary z Kalisto
Ale jak na to patrze to mi się zdaje ze te fragmenty "dobrego Harry'ego" to po prostu wspomnienia złego Harry'ego"
PrZeMeK Z.
28.12.2006 00:42
No i co nieco się wyjaśniło.
Jendrekk - nie sądzę, by fragmenty z "dobrym Harrym" były wspomnieniami Pottera - potwora. Gdyby nie jawna niemożliwość takiej sytuacji, stwierdziłbym nawet, że może być odwrotnie - tych "złych" fragmentów jest mniej. A wydaje mi się to niemożliwe, bo nie zgadza się czas - "dobry" Harry nadal uczy się w Hogwarcie, na szóstym roku i nie miałby kiedy wykonywać misji dla Czarnego Pana.
Hito - zgadzam się z Ailith, że ta linijka z Kalisto wiele namieszała w naszych głowach. Chwała ci za to. Aczkolwiek, jeśli możesz, wyjaśnij - czy słowa "Ciekawe, jak poradziłby sobie..." odnosiły się do Harry' ego, czy do Malfoya, wspomnianego linijkę wcześniej?
Tak czy owak, part bardzo dobry. Harry "rzucający się" na Hermionę przyprawił mnie o dreszcze, bo miałem wciąż w pamięci obrazy jego mordującego mugoli i dręczącego Bellatriks... obrazy przywołane dodatkowo przez ciebie tymi odniesieniami do Pottera - potwora. Zaś pierwsze z tych odniesień... Sprawia to wszystko teraz wrażenie, jakby "dobry" Harry był świadom swoich "złych" momentów, a jednocześnie jakby usuwał je gdzieś w głąb pamięci. Nasunęło mi to pewne podejrzenie.
A może któraś z rzeczywistości - albo dobra, albo zła - jest tylko iluzją, mającą skrywać drugą? Wiem, brzmi to trochę jak Matrix, ale to mi przyszło do głowy. Może opętany przez Voldemorta Harry śni tylko, iż pędzi spokojne życie w Hogwarcie? Albo przeciwnie - może to przerażające sceny są mu zsyłane przez Voldemorta, by zachwiać jego pewnością, co jest prawdziwe? Sam już nie wiem...
Jeszcze odnośnie treści tekstu - ponownie wyłapałem kilka miłych memu oku aluzji do szóstego tomu.

Bardzo ładnie poprowadziłeś poboczny wątek Rona i Luny, a także ciekawie nawiązałeś do działań Zakonu. Chciałbym tylko wiedzieć, jeśli można - czy w najbliższym czasie pojawi się jakaś lekcja z Wanderem? Stęskniłem się za nim.
Nie podobało mi się jedynie użycie słowa "karczma" w odniesieniu do Trzech Mioteł na początku. Jakoś nie pasuje. Ogólnie rzecz biorąc, w książkach używano słowa "pub".
I jeszcze raz gratulacje za bardzo fajny opis drogi Harry' ego i Hermiony, a także późniejszą scenę. Bardzo mi się podobały. Dobrze ci wychodzi obyczajówka.
Obyczajówka? Ailith twierdzi, że pełne brutalności sceny Harry&Voldemort wychodzą mi po mistrzowsku... To ja już nie wiem, jakie fici powinienem pisać
QUOTE
Aczkolwiek, jeśli możesz, wyjaśnij - czy słowa "Ciekawe, jak poradziłby sobie..." odnosiły się do Harry' ego, czy do Malfoya, wspomnianego linijkę wcześniej?
O, faktycznie, niezręcznie to wyszło. Oczywiście Harry myślał o sobie, choćby dlatego, że Kalisto to kuzynka Dracona (a nie mieszkają oni w Japonii). Spróbuję to zmienić na bardziej jasne sformułowania, ale niczego nie obiecuję.
QUOTE
Chciałbym tylko wiedzieć, jeśli można - czy w najbliższym czasie pojawi się jakaś lekcja z Wanderem? Stęskniłem się za nim.
Lekcji już mi się chyba wcisnąć nie uda, ale nie martw się, w następnej części Wander wystąpi.
QUOTE
Nie podobało mi się jedynie użycie słowa "karczma" w odniesieniu do Trzech Mioteł na początku. Jakoś nie pasuje. Ogólnie rzecz biorąc, w książkach używano słowa "pub".
Aha. Cóż, eee, sprawdzałem termin po angielsku, i znalazłem ,,inn''. Nie chciałem tegotłumaczyć na ,,tawernę'', zatem wybrałem ,,karczmę''. Może ,,gospoda" byłaby lepsza?
Jednakże skoro w książkach używano słowa ,,pub", to idę poprawiać.
EDIT - o, w poprzednim fragmencie nazwałem ,,Trzy Miotły" oberżą. Parada synonimów.
Obyczajówka? <pełne oburzenie> No wiesz... z tym się nigdy nie zgodzę! Pod względem tego typu scen to jeden z najlepszych ff-ów.
Chociaż, nie wiem czy dokładnie o to ci chodziło... (jeżeli miałeś na myśli po prostu typ niektórych scen, to przepraszam

).
Mimo wszystko z obyczajówką się nie zgodzę, choćby mnie żywcem przypiekano.
Hmmm... co do Trzech Mioteł - "pub" chyba faktycznie pasuje najbardziej.
dominisia888
30.12.2006 02:22
Intryguje mnie Twoje opowiadanie z każdą częścią coraz bardziej. Te dwie linijki gdzie pojawia się imię Kalisto wprowadziły niemały zamęt. Fragmenty Harry-Lord po prostu mistrzostwo. Czekam na kolejny part

pozdrawiam
PrZeMeK Z.
30.12.2006 12:53
QUOTE
Obyczajówka? <pełne oburzenie> No wiesz... z tym się nigdy nie zgodzę! Pod względem tego typu scen to jeden z najlepszych ff-ów.
Chociaż, nie wiem czy dokładnie o to ci chodziło... (jeżeli miałeś na myśli po prostu typ niektórych scen, to przepraszam

).
No właśnie, miałem na myśli typ scen. I nie ma za co przepraszać.
(Kurczę, forum uczy manier i łagodzi obyczaje)
No to teraz już nie wiem, co myśleć. Z początku wpadłam nawet na taki pomysł, że chłopak ma rozdwojenie jaźni. Wychodzi na to, że jednak nie. Chyba musze poprzeć pomysł Ailith, jakoby akcja, gdzie występuje dobry Harry działa się wcześniej niż ta, gdzie jest zły Harry.
Part dobry, ale brak mi kawałków z Voldemortem. Jest wtedy tak mrocznie, a Harry taki tajemniczy. I oczywiście czekam na moją ulubioną bohaterkę. Zawsze lubiłam wszystko, co jest mroczne i złe.
A części, które się dzieją w Hogwarcie trochę mnie nudzą. Nie są złe, ale jednak wolę, gdy dużo się dzieje.
Czekam z niecierpliwością na następny rodział.
P.S. Jest to jeden z najlepszych ficków z dark Harrym jakie czytałam.
Hermiona zmierzała do pokoju wspólnego Gryfonów. Wracała z biblioteki, w której straciła dwie godziny na lekturę książek, mogących zawierać informacje na temat starożytnej magii. Rezultat do przewidzenia – nic. Taki rodzaj magii nie na darmo miał swoją nazwę.
Posiedziałaby w bibliotece dłużej, jednak praca domowa sama się nie odrobi, a, niestety, na pomoc Harry’ego i Rona liczyć nie mogła. To raczej działało w odwrotną stronę, szczególnie, że chłopcy nie uznawali odrabiania lekcji w piątkowe wieczory. Inna sprawa, że o mało nie zasnęła nad grubymi tomiskami. Być może nie zamknęła oczu podświadomie, ze strachu.
Idąc, Hermiona patrzyła za okiennice na święcącą, pyzatą buzię księżyca. Jakże szybko mijał ten rok szkolny... Druga połowa lutego powoli zmierzała ku końcowi, niedługo rozpocznie się marzec, mróz przestanie dawać się we znaki, i tak dalej. A tak dobrze pamiętała ceremonię rozpoczęcia kolejnych dwóch semestrów. Czas mknął przed siebie z zawrotną prędkością.
Minął równo tydzień od Walentynek, uświadomiła sobie panna Granger. Siedem dni od chwili, gdy postanowiła kochać się z Harrym. Wcześniej długo się wahała, decyzja nie należała do tych prostych, ale ostatecznie wybrała postawienie kropki nad i.
Cóż z tego? Nie sądziła, nie spodziewałaby się, że się im nie uda. Miała swoje obawy, ale ufała, że to pierwsze doświadczenie będzie dobrze wspominać. Że scementuje ono ich związek, utrwali go, gdyż oboje bardzo tego potrzebowali.
Tymczasem... od samego początku wstyd prawie zjadł ją od środka. Skrępowanie wywołane kompleksami. Po wakacjach nad morzem nie czuła się wielce atrakcyjna. A Harry, jak każdy mężczyzna, lubił dziewczyny śliczne jak z obrazka. Krągłe gdzie trzeba.
Potem... Harry pochylił się nad nią i zaczął ją dotykać. Chciała skupić się na przyjemnych doznaniach, ale nie mogła, widziała, pomimo zaciśniętych boleśnie powiek, wszystkie te potworności, raniące jej serce, widziała ten równie dla niej obrzydliwy...
Dlaczego milczała? Nie potrafiła odpowiedzieć na to, wydawałoby się proste, pytanie. Dlaczego...
Hermiona krzyknęła i zwaliła się jak kłoda na podłogę, podcięta czymś solidnym. Irytek, wielce zadowolony z udanego kawału, śmiał się do rozpuku, aż do zniknięcia piętro wyżej.
Dziewczyna po kilku sekundach uniosła się na łokciach. Zaklęła szpetnie. Nie robiła tego często – właściwie w ogóle – jako że łacinę wolała poznawać od tej eleganckiej strony. Teraz jednak... Irytek miał szczęście, że odleciał.
Tak... szkoda, że ona z Harrym nie mogła tak po prostu odpłynąć, gdzieś daleko, z dala od tego wszystkiego.
Wstając, zauważyła, że sufit przecina niemałe pęknięcie. Nie miała jednak nastroju, by się nad tym zastanawiać.
Jakby tego było mało, od czasu do czasu jej duszę dręczyło niejasne wrażenie, że coś jest nie tak, coś, co niezupełnie łączyło się z Harrym. Wakacje jeszcze przed Francją, lipiec. Ale co? Im bardziej skupiała się na tej myśli, tym szybciej wymykała jej się z umysłowych objęć.
Hermiona nie przeszła choćby kilkunastu kroków od upadku, gdy na przeciwnym końcu korytarza pojawił się Malfoy. Sądząc z wyrazu jego twarzy, był jeszcze bardziej rozzłoszczony, niż dwa tygodnie temu.
Draco istotnie czuł gniew. Przed chwilą pożegnał się z rozczarowaną Pansy. Jej wzgardliwe spojrzenie przybiło ostatni gwóźdź do trumny. Nie dość, że jakiś parszywiec ośmielił się zająć mu Pokój Życzeń w Walentynki, nie dość, że drugi raz udaremnił mu Snape, podając mu list od Dandy, czyli od ciotki Bellatrix, wielce ciekawy swoją drogą, to ten wieczór...
Już miał dać sobie spokój. Powiedzieć sobie, przekonać siebie, że ma to gdzieś. Ale nie – nazywał się Draco Malfoy. Do trzech razy sztuka – musi się udać! Sprawy muszą toczyć się po jego myśli.
Zatem udało się dwudziestego pierwszego lutego. Razem z Parkinson dostali się do Pokoju Życzeń. Nie zamierzali się wycofywać.
Jak? Jak mogło do tego dojść? Jak mógł tak nawalić? Jak Pansy mogła pozwolić sobie na to wpół żartobliwe, wpół kpiące: ,,To się chłop… mężczyznom czasem zdarza’’? Jak, do ciężkiej cholery?
Hermiona nie miała najmniejszej ochoty na starcie z podminowanym Malfoyem. Zboczyła o krok w prawo i miała zamiar go ominąć w bezpiecznej odległości. Nie powinna mieć problemów, Draco przez przeszłe miesiące – nie wiedzieć czemu – przestał z niej drwić. Z Rona i Harry’ego również.
Młody Malfoy zauważył ją. Zagotowało się w nim, widok Hermiony podziałał na niego niczym płachta na byka. Jej chłopaka nigdzie nie widział, a musiał się wyładować na tej przebrzydłej szlamie. Nawet gdyby miał tego później żałować.
- Gdzie ci tak spieszno, Granger? Pędzisz do Wybrańca, żeby zrobić mu dobrze?
Ignorować go, zamknij się, ignorować... Niestety, Malfoy stanął, więc zanim go ominie...
- Pięknie do siebie pasujecie, ohydna szlama i pupilek Dumbledore’a i Ministerstwa! – Draco już krzyczał. – Dobrze mu służysz, co? Kolana cię nie bolą?
Hermiona zwiększyła tempo chodu. Zacisnęła zęby i nie zaszczycała blondyna choćby jednym spojrzeniem.
- Proszę, co za opanowanie! W łóżku też jesteś taka zimna, Granger? Uważaj, bo Potter znajdzie sobie jakąś lepszą, gorącą kobietę i będzie ją...
Kilka rzeczy wydarzyło się równocześnie.
Hermiona, uderzona w czuły punkt, nie wytrzymała. Wrzasnęła i wyszarpnęła z szat różdżkę i posłała niewerbalnego, piekielnie mocnego Impellerusa prosto w pierś Malfoya.
Harry, który właśnie szukał Hermiony, zjawił się na miejscu i zobaczył, co się dzieje.
Na trajektorii lotu ślizgońskiego prefekta, zupełnie nagle, wychodząc zza rogu, pojawił się profesor Wander, niosąc całą stertę książek i dokumentów.
Hermiona zdążyła tylko przymknąć powieki. Harry dobiec do niej.
Draco z krzykiem i z całym impetem wpadł na niczego nieświadomego mężczyznę. Zderzyli się tak mocno, aż załomotało. Książki i papiery zostały rozrzucone po całym skrzyżowaniu korytarzy. Malfoy i Wander spadli ciężko na zdecydowanie twardą podłogę. Blondynowi świat zawirował przed oczami, a całe powietrze opuściło płuca.
Rzeczywistość stanęła na parę sekund.
Profesor wstał chwiejnie. Rozejrzał się z błyskiem w oku. Dojrzał Harry’ego z nietęgą miną i winowajczynię wypadku. Różdżka nadal tkwiła w jej dłoni. Obejrzał także setki kartek tworzących skomplikowany i całkiem przypadkowy wzór wokół jego stóp.
- Co miał znaczyć ten rumor?
Snape zmaterializował się równie niespodziewanie, jak wcześniej Wander. Krótkie oględziny wystarczyły, by postawić diagnozę.
- Potter i Granger, oczywiście. Zabawiacie się w piątkowy wieczór atakując ucznia oraz nauczyciela? Wyśmienity pomysł. Wyborny. Oczekujecie pewnie pochwały za swoje wybitne poczucie humoru, nieprawdaż?
Malfoy nigdy nie przepuścił takiej okazji. Głośnie i teatralnie jęknął z bólu, aczkolwiek całkiem prawdziwego.
- Panie profesorze! Ona chciała mnie zabić! To wariatka! Razem z Potterem chciała...
- Wystarczy, Draco. – Severus duchowo zatarł ręce. Uwielbiał wlepiać Gryfonom surowe kary, nie mówiąc już o tej pannie mądralińskiej i nieodrodnym synu Jamesa.
- Niech ich pan wyrzuci ze szkoły, oni...
- Zamilcz, Malfoy. Głowa mnie boli od twojego szczeniackiego utyskiwania.
Draco zamarł, kompletnie nie przygotowany na taką reakcję Wandera. Snape podobnie.
- Ryczenie jak małe dziecko sprawia ci przyjemność, Malfoy? A rzucanie nieprawdziwych oskarżeń? Żałosne i niegodne zachowanie. Slytherin traci sto punktów.
Draco tylko wytrzeszczył oczy, myśląc, że się przesłyszał albo że zderzenie wpłynęło na jego percepcję rzeczywistości. Snape podobnie.
- Profesorze Wander, wydaje mi się, że się przesłyszałem. Wspomniał pan o...
- Bardzo wątpię, słynie pan z wręcz idealnego słuchu – uciął mu obcesowo młody mężczyzna. – Obawiam się, że panicz Malfoy dość głośno wyrażał swoje opinie. Pan również musiał je słyszeć. Spodziewam się, że jako przełożony Slytherinu ukarze pan tego niewychowanego pyszałka odpowiednią ilością surowych szlabanów.
Draco nie próbował wstać, raczej odczołgiwał się w kierunku Snape’a. Severusowi drgnęła warga. Organicznie nienawidził młodego profesora, który zgarnął należną mu posadę nauczyciela Obrony. Już nieraz obciążył on Slytherin karnymi punktami, ale teraz... Wszystko ma swoje granice.
Snape zbladł z wściekłości. Harry, czując nagły przypływ sympatii do Wandera, nie mógł się napatrzeć na twarz wielce żałosnego Mistrza Eliksirów.
- Sto punktów to wystarczająca kara dla poszkodowanego, to raczej oczywiste – wycedził w końcu Severus, spojrzeniem miażdżąc profesora Obrony. – Winowajcy muszą ponieść karę odpowiednio większą. Potter i Granger...
- Pan Potter nie ma nic wspólnego z tym całym zajściem – wyjaśnił lekceważącym tonem Wander, masując szyję. – Z tego co wiem, w Hogwarcie niewinni nie dostają szlabanów ani punktów karnych. Pan pozwoli, że sam zajmę się panną Granger.
Nie dając czasu Snape’owi na odpowiedź, odwrócił się w kierunku Hermiony, która zdążyła już schować różdżkę, ale poza tym nie poruszyła się, niczym przyklejona do podłogi. Zdawała sobie sprawę, że dała się sprowokować. Głupiemu Malfoyowi. Choćby dlatego zasługiwała na pouczenie.
- Panno Granger?
- Tak, panie profesorze?
- Proszę pozbierać wszystkie te papierzyska i książki. Ręcznie.
- Co? Tylko tyle?
Draco nie zdążył się powstrzymać. Wychylał się zza pleców Snape’a z wyrazem niebotycznego zdumienia na twarzy. Wander zerknął na niego, ale nie zareagował, jakby chłopak znudził go lub nie był warty jego uwagi.
- Kiepski żart, panie profesorze. – Aż dziw, że Severus nie ział ogniem. – Nawet dyrektor McGonnagal nie faworyzuje Gryffindoru w taki nie do przyjęcia sposób. Tak rażąca niesprawiedliwość...
- Jeszcze nie skończyłem – Wander przerwał mu kolejny raz. – Panno Granger, proszę zabierać się do pracy. Sama się nie wykona. Proszę także dostarczyć wszystko do mojego gabinetu. Tam otrzymasz szlaban.
Hermiona kiwnęła głową i, nie patrząc na nikogo, schyliła się, by zacząć zbierać dokumenty na jedną stertę. Harry, nie zastanawiając się za wiele, kucnął, by jej pomóc.
- Co pan wyprawia, panie Potter?
- Pomyślałem, że tak będzie szybciej, panie profesorze.
- Nie prosiłem pana o myślenie, panie Potter. Czy chce pan, by Gryffindor stracił jednak punkty?
- Ale...
- Żadnych ale! Natychmiast wróci pan do pokoju wspólnego. Panna Granger zaatakowała ucznia tej szkoły i poniesie tego konsekwencje. W każdej chwili mogę uczynić je bardziej przykrymi. Chce pan tego?
Sympatia rozwiała się na kształt smużki dymu. Harry miał już odpowiedź na końcu języka, ale zdążył uświadomić sobie, że pyskując Wanderowi tylko pogorszy sytuację Hermiony.
- Nie, panie profesorze.
- Doskonale. Odmaszerować, panie Potter.
Harry wyobraził sobie Wandera dostającego Caedes w głowę. Gniew jednak nikomu tu nie pomoże. Minął Hermionę, muskając ją po ramieniu. Ta odwzajemniła mu się wzrokiem kryjącym wdzięczność i pochwałę za słuszną decyzję. Uśmiechnęła się na znak, że wszystko będzie dobrze, przecież uczeń bez dwóch szlabanów to jak żołnierz bez karabinu.
Harry odszedł, przeciskając się przez tłum gapiów, jaki zdążył się nagromadzić przez kilka minut. Draco, nie mogąc pogrozić Wanderowi ojcem, wyobraził sobie przeklętego profesora i Sectumsemprę na jednym obrazku. Oby ciotka Bellatrix kiedyś się nim zajęła...
Snape rzucił okiem na poruszający się wiecheć brązowych włosów, po czym spojrzeli sobie z Wanderem w oczy. Z jeden strony jego wzrok był całkiem jasny, pełen pewnego rodzaju poczucia wyższości i drwiny. Ten pyszałkowaty młodzieniaszek miał o nim takie same zdanie, jak on o Potterze, Longbottomie czy Weasleyu.
Z drugiej strony, coś się kryło za tymi niebieskimi oczami. Snape czuł instynktownie, że Wander nie był zwykłem człowiekiem. Owszem, należał do grona osób obdarzonych magicznym talentem, jednak... chodziło o coś więcej. Dumbledore go zatrudnił, ale i on czasem dokonywał złych wyborów.
Choćby takich, jak przyjęcie go do Hogwartu w roli profesora Obrony przed Czarną Magią. Sam widok młodego zuchwalca budził w Severusie odrazę.
- Liczę, że panna Granger otrzyma stosowny szlaban. – Jaki by się on nie okazał, ją i Pottera czeka bolesna przeprawa z Eliksirami już do końca roku. Malfoy szybko nadrobi stracone sto punktów.
Draco, czując na sobie wzrok Wandera, zrejterował w mgnieniu oka, ciskając groźby i przekleństwa pod nosem. Snape powstrzymał się od gniewnego prychnięcia i zaczął odchodzić szybkimi krokami.
- Panie Snape, byłbym wdzięczny, gdyby nie wchodził mi pan więcej w drogę.
Severus odwrócił się natychmiast, ale Wander nawet nie starał się stwarzać pozorów, że rejestruje jego obecność. Snape, zaciskając pięści, opuścił miejsce zdarzenia. Przysiągł samemu sobie, że będzie obserwował tego zuchwalca jeszcze uważniej.
- Będę czekał na ciebie w moim gabinecie, panno Granger – oznajmił profesor Obrony, zanim i on odszedł. Hermiona została sama z rozrzuconymi przedmiotami i słowami Malfoya rozbrzmiewającymi w jej głowie i sercu.
ellentari
30.12.2006 22:00
Hito…
Kolejne dzieło.
Śledzę kolejne rozdziały już od jakiegoś czasu, ale jakoś nie komentowałam.
Ostatnio w ogóle mało co komentuje, popadam w brzydki zwyczaj nie pozostawiania po sonie śladu..
Ale myślę że przyszedł czas na skomentowanie.
Ta historia jest zdecydowanie inna, w sensie że różni się od Twojej wcześniejszej twórczości.
Para pozostaje niby ta sama, ale to już nie jest erotyk czy też romansidło, mamy prawdziwą akcje i fabułę, w każdym razie na takową się zapowiada wszystko.
Musze przyznać że troszkę się w tym wszystkim gubię, a mianowicie w czasie i miejscu akcji, występują w tym tekście skoki czasowe, a ja jakoś nie mogę sobie tego w całości poukładać, co i gdzie dokładnie jest.
Podejrzewam że załapie na samym końcu, u mnie to tak zazwyczaj bywa…
Skupie się może na tych standardowych postaciach…
RonHeheh musze przyznać on ci się udał, cenie sobie bardzo postać naszego rudzielca i rzadko kiedy jest ona tak dobrze wykreowana,.
Wprowadziłes do osobowości Rona coś od siebie, ale tak że widać w nim pewna kanoniczność.
Brawo..
Aha no i Luna i Ron, jak najbardziej tak, jakoś nigdy go nie widziałam z Granger.
Duży plus.
HermionaAno tu już mam mieszane uczucia.
Twoja Hermiona zawsze jest taka sama, mimo tego że opowiadanie jest zupełnie inne. Częściowo mi się podoba, ale jakoś nie widzę jej w roli powściągliwej panny, dodałabym jej znaczniej więcej dynamizmu, ale to tylko mój punkt widzenia.
Jej związek z Harrym jest jakiś taki zakręcony, sex sexem rozumiem że od razu nie pąkują się sobie do łóżka, ale żeby ze zwykłego pocałunku już rezygnować i jakiś rytuał z tego robić, to lekka przesada.
Ale to znów tylko i wyłącznie moje zdanie. Zdaje sobie sprawę z tego ze masz swoja własna wizje całego opowiadania

Podsumowując jak na razie ta Hermiona mi odpowiadana w bardzo małym stopniu, ale postacie często ewoluują i przechodzą metamorfozy może i tu tak będzie, kto wie…
HarryNo i ostatni z bohaterów których mam zamiar sobie podsumować.
Harry w tym fiku ma dwie osobowości, dwie formy i dwa obrazy.
Mamy naszego zwykłego chłopaka zakochanego co by nie było w swojej przyjaciółce, zresztą jak wiadomo z wzajemnością.
Oraz chłopaka z pod ciemnej gwiazdy z mroczna duszą.
Zaskakujący fakt nasz dziewiczy chłopak rumieni się na samą myśl o sexie, a ten mroczny rumieni się, ale w całkiem innej sytuacji i mniemam że o wiele przyjemniejszej – to taka mała dygresja z mojej strony

Tak mi chodzi po głowie jakby zareagowała Hermiona na tego mrocznego Harry'ego ( tak sobie go nazwała, Harry to Harry ma jasna i ciemna osobowość, ale jakoś trudno by było tymi zwrotami się posługiwać, więc sobie wprowadzam takie dwie formy).
No właśnie jakby zareagowała na tego drugie w sytuacji opisanej w ostatnim rozdziale?
A właściwie jeśli idzie o ścisłość jakby się zachował ten drugi Harry?
Ta jego druga osłonowość?
Mam nadzieje że dojdzie kiedyś to tej konfrontacji…
Dobrze podsumowując to jak na razie intrygujesz mnie tym wszystkim.
Do gustu przypadły mi niesamowicie sceny z 12 rozdziału, dość sugestywne i z odpowiednim klimatem.
A pamiętam że kiedyś bałeś się publikacji finałowej sceny erotycznej.
Jak widać jednak należysz do osób potrafiących o tym pisać, co sugeruje że albo masz dużą wyobrażanie, albo też pewne doświadczenie

Pozdrawiam.
Mam nadzieję że już niedługo kolejna część!
Elli.
EDIT:
Zanim skończyłam pisać te moje wywody, ty już dodałeś kolejny rozdział hehe jak widać moja nadzieja została spełniona wręcz błyskawicznie…
Nie będę już zmieniała tylko po prostu sobie skomentuje…
Zatem..
Mamy klimatyczna scenkę, spotkanie nauczycieli i jakże wspaniałego grona uczniów.
Hermiona ma lekkie kompleksy jak widać, no cóż chyba Harry powinien się zająć ich zatarciu, o ile oczywiści wpadnie na to czemu Herm się zachowuje tak a nie inaczej…
Nie wiem co miałeś na celu pisząc ten fragment, ale mam nadzieję że wkrótce się dowiem.
Troszkę drastyczny postępek, mam na myśli odjęcie aż tylu punktów domowi Snape’a i to jeszcze w jego obecności, taki postępek będzie domagał się rewanżu…
W sumie to tyle, nie chce się już specjalnie rozpisywać i analizować, potem sama się w tym gubię
QUOTE
Ninkuś>>z ,,BtS'' musi być naprawdę dobrze, jeśli największa niedoróbka, jaką mogłaś wytknąć, to przytoczony przez Ciebie dialog. Dzięki.
Miłej wiosny.
Że tak powiem, to jedyne co przeczytałam. Nie napisałam tego? Łot, skleroza moja. A jeśli pierwsze i jedyne na co trafiam to właśnie dialog tak sztuczny że aż mdli, to z "BtS" na pewno nie jest dobrze.
A! i dziękuję, wiosna się by się przydała.
W slywestrowym braku wiosny, Ninkuś.
jendrekk
31.12.2006 11:23
QUOTE
Harry wyobraził sobie Wandera dostającego Caedes w głowę.
Z tego ci mi się zdaje to zaklęcie Caedes Harry uczył się u Valdka. Teraz to wszystko jest pogmatwane.
PrZeMeK Z.
31.12.2006 15:45
Dobry rozdział, Hito.
Bardzo ciekawa konfrontacja Wander - Snape, bardzo fajnie się to czytało. Cieszę się, że nasz tajemniczy profesor powrócił w wielkim stylu. Brakowało mi go.
No i bardzo fajne przemyślenia Hermiony. Wiarygodne i ciekawe. Niesłychanie zaintrygował mnie ten fragment:
QUOTE
Chciała skupić się na przyjemnych doznaniach, ale nie mogła, widziała, pomimo zaciśniętych boleśnie powiek, wszystkie te potworności, raniące jej serce, widziała ten równie dla niej obrzydliwy...
Bardzo intrygujące. Ciekaw jestem, co z tego wyniknie.
Przepraszam za tak ogólnikowy i krótki komentarz, ale nie mam czasu.
Ellentari - to rzeczywiście brzydki zwyczaj. Wierz mi.
I nie licz na ewolucję Hermiony, przynajmniej nie na zbyt wielką. Hermiona Hito jest specyficzną postacią i niech tak zostanie.
Jestem pod wrażeniem Hito.
To była pierwsza scenka z Wanderem, która podobała mi się w 100%. Tego faceta jest strasznie ciężko rozgryźć. No cóż... poczekamy i zobaczymy co on tam knuje...
Starcie Severus-Wander cudne (szkoda tylko, że nie doszło do jakiejś poważniejszej walki

, no ale w końcu to dorośli ludzie... poważni).
Biedni Gryfoni - teraz będą mieli u Snape'a przechlapane.
Co do scenki Harry-Hermiona. Przyznam szczerze, że mnie nieco zaskoczyła... nie sądziłam, że Hermiona się jednak zdecyduje zaciągnąć Harry'ego do łóżka. Nie sądziłam, że jak już zacznie to... nie skończy... cóż... zgadzam się z ellentari - Harry powinien się tym zająć.
Faktycznie - twoja Hermiona jest bardzo specyficzna, na swój sposób kanoniczna, i czasami przełamuje wszystkie bariery. Oby tak zostało.
Dużo weny, dużo wolnego czasu, dużo chęci.
Ron patrzył ukradkiem na przyjaciela. Wcześniej zażartował ze szlabanu Hermiony w pięknym i dowcipnym stylu, co nie spotkało się z ciepłym przyjęciem ze strony Harry’ego. Naprawdę zrobił się z niego pantoflarz.
- Będziesz tak tu czekał do skutku czy idziesz spać?
- Co ten Wander sobie wyobraża? Jest w pół do pierwszej!
- A czego się spodziewałeś? – Ron potarł oczy zachodzące mu mgłą. Ziewnął. – Dorwała Malfoya o ósmej wieczorem. Myślisz, że ktoś taki jak Wander dałby jej półgodzinny szlaban? Pewnie Hermiona siedzi u niego i ćwiczy te jego durne czary albo coś przepisuje.
Harry wiedział, że Ron ma najprawdopodobniej rację. Nie zmniejszało to jego irytacji.
- Mimo wszystko, tak usadzić Malfoya i Snape’a... Wander to równy gość.
- Równy gość? – Harry od razu się zapalił. – To czemu w ogóle ukarał Hermionę? To nie była jej wina, tylko tego dupka Malfoya! Nie słyszałem, co do niej krzyczał, ale...
- Na pewno nic miłego, wiadomo – dokończył rudzielec. – Luz, Harry. Jutro rano ją zobaczysz.
Potter nie ruszył się z fotela. Wpatrywał się w ogień płonący w kominku.
- W każdym razie, ja idę spać. Postaraj się mnie nie obudzić.
Ron wyszedł niespiesznie. Zastanawiał się, gdzie związek z Hermioną zaprowadzi Harry’ego. Ciekawe, gdyż, zdawało się, poważnie do tego podchodzili, czego należało się spodziewać przynajmniej po niej.
A Harry zachowywał się w tym roku trochę... dziwnie. Trochę jakby z głową było u niego nie tak. Łatwo wpadał w złość, ale przy Hermionie zazwyczaj stawał się potulny jak baranek. Z niektórych przedmiotów radził sobie coraz lepiej, świetnie wręcz, a z Eliksirów czy Zielarstwa coraz gorzej. Czasami wstawał niewyspany, jakby chodził gdzieś po nocach, często drapał się po bliźnie...
Ron momentami naprawdę się bał. Miał nadzieję, że Voldemort nie dobiera się, tak na poważnie, do umysłu jego przyjaciela. Dumbledore nie mógł sobie wybrać gorszego czasu na załatwianie swoich spraw.
Pokój wspólny opustoszał, zanim księżyc zmienił swoje położenie na nocnym niebie. Harry był z cierpliwością raczej na bakier, toteż nie wytrzymał bezczynnego siedzenia w fotelu. Lecz nie zjawił się w dormitorium. Obudził Grubą Damę i skierował się pod drzwi sali, w której odbywały się zajęcia z Obrony.
Brakowało mu Peleryny, mimo to nie skradał się z ostrożnością. Jeżeli tylko nie spotka Pani Norris lub Snape’a, nie będzie problemu. Tłustowłosy bez dwóch zdań wlepiłby mu pokaźny szlaban. Trudno.
Krótkie podsłuchiwanie pod drzwiami nic nie dało. Naturalnie; jeżeli Hermiona nadal przebywała z Wanderem, mogła być gdziekolwiek, choćby w Zakazanym Lesie. Dalsze poszukiwania nie miały wielkiego sensu.
Harry błąkał się po korytarzach jeszcze chwilę, aż prawie złamał sobie szczękę nietęgim ziewnięciem. Do bani z tym... Czas istotnie iść spać. Lepiej nie kusić losu i Snape’a.
Gdy był już w połowie drogi do celu, usłyszał pociągnięcie nosem. Dobiegało z prawej strony, zza zakrętu. Ciekawość jak zwykle wzięła górę – chłopak szybko zlokalizował zbroję, za którą mógł się ukryć. Czekał. Jeśli ktoś wyjdzie z tego korytarza, to znaczy, że pewnie był na szczycie Wieży Astronomicznej.
Kroki, łzawe westchnienie, no i...
Hermiona. Szła ze spuszczoną głową, starając się dłońmi i rękawami pozbyć się wilgoci z oczu. Jej włosy wyglądały trochę dziko.
Dlaczego płakała? Serce Harry’ego ścisnęło się na widok i dźwięki smutnej Hermiony. Dlaczego? Przez głupi szlaban? Niemożliwe... Jak na zawołanie do jego głowy wskoczyło wyjaśnienie godne jego niektórych snów.
W życiu. Wander był nauczycielem Hogwartu zatrudnionym przez Dumbledore’a, nie ośmieliłby się jej dotknąć.
Harry w myślach obelżywie określił profesora i, nie czekając więcej, opuścił kryjówkę.
- Hermiono, co się stało?
Dziewczyna niemal podskoczyła, nielicho wystraszona. Znalazła swojego ukochanego zaczerwienionymi oczami.
- Harry? Co ty tutaj robisz o tej porze?
- Martwiłem się, nie wracałaś... Nieważne. Co się stało?
- Co się stało? – powtórzyła jakby do siebie, próbując się uśmiechnąć. – Nic... Nic wielkiego.
- Nie mów tak. Przecież widzę. Powiedz mi.
- Nie dasz mi spokoju, prawda? – To nie było pytanie. – Nic wielkiego, naprawdę... Powiedzmy, Harry, że Wander... podczas szlabanu przypomniał mi, po co, my, tak naprawdę, uczymy się jego przedmiotu. Zna treść przepowiedni, jaką podał Prorok. On... chyba w nią wierzy.
Harry miał ochotę pobiec do gabinetu tego durnia i go udusić.
- Hermiono, przecież... wiesz, że tak musi być. Voldemort musi zginąć, i to ja...
- Musi? – przerwała mu cicho dziewczyna. Patrzyła bardziej na swoje stopy niż jego. – Nie kłam. Ty chcesz, aby on zginął, ty chcesz go zabić.
Potter o mało nie cofnął się o krok. Dlaczego jej ton głosu był taki... przykry?
- Dziwisz mi się? Ja... Przecież zgodziłaś się ze mną wtedy, na wakacjach!
- Wiem. – Hermiona odwróciła się do Harry’ego bokiem. – A jak chcesz to zrobić? Jak chcesz tego dokonać, najdroższy? Pozbywając się broniących go śmierciożerców?
- Jeśli tak będzie trzeba...
- Nie uważasz, że... staniesz się taki jak... on?
Harry cofnął się o krok. Jego wnętrzności przestałyby być z ołowiu – w ogóle zniknęły.
Dlaczego ona to mówiła? Dlaczego akurat to? Tak jakby wiedziała o... Wander jej powiedział? Ale jak? Skąd on by wiedział?
- Dumbledore zdradził ci, że twoją bronią przeciwko Voldemortowi jest miłość, Harry... Nie śmierć i nienawiść.
- O czym ty mówisz? – Harry słyszał swój łamiący się głos. – Miłość? Jak miałaby mi pomóc?
- Nie wiem. Ale ufam słowom dyrektora. Ty nie? W co teraz wierzysz, Harry? Że siła to podstawa?
Chłopak zadrżał, słysząc te nonsensowne słowa z ust ukochanej osoby. Co ten Wander jej naopowiadał? Kim był ten drań, do licha? Co tu się w ogóle działo?
- Dość tego, Hermiono. Dość. – Głos Pottera brzmiał stanowczo i mocno. – Nie jestem taki, jak Voldemort. Jak możesz tak mówić? A ty? W co ty wierzysz? Sądzisz, że jestem jakimś śmierciożercą albo gorzej? Nawet nie wiesz, jak mnie to zabolało.
Hermiona spojrzała na Harry’ego. Przez krótką chwilę jej wzrok był taki, jak wcześniej. Rozpacz zmieszana z trwogą.
Zamrugała. Jej oczy wyglądały już zupełnie inaczej, ona sama nagle także się zmieniła, jakby coś w niej pękło lub jakby obudziła się z półsnu.
- Przepraszam cię, nie chciałam cię oskarżać, nie chciałam, żeby tak to zabrzmiało, ja tylko... martwiłam się, chciałam...
- Wiem, co chciałaś. Daruj sobie.
Potter przeklął siebie w duchu. Obszedł Hermionę i szybkim krokiem obrał kierunek na wieżę Gryffindoru.
- Harry!
Nie obrócił się, pomimo ostrza, które wbijał mu w ciało jej okrzyk. Nie słyszał jej kroków. Nie goniła go.
Nie potrafił dalej patrzeć jej w twarz. Jeżeli jakimś cudem istotnie Wander wiedział i barwnie wszystko opisał, Hermiona miała prawo do swoich słów i obaw, a nawet do o wiele większych. Skierował swój gniew przeciwko zupełnie nieodpowiedniej osobie, ale musiał odejść jak najszybciej.
- Harry!
Nie mógł się odwrócić, chociaż wiedział, że jutro i tak Hermiona przyjdzie do niego. Myśli zdradziły go, pamięć podpowiedziała mu, jak wygląda Caedes w działaniu. Krew, rozerwane ciało...
Potter zaczął biec.
Uciekł.
Hermiona nie krzyknęła trzeci raz. Nie miała siły dłużej używać głosu. Stać także. Ze łzami w oczach opadła na kolana. Zakryła twarz dłońmi.
Zachowanie Harry’ego potwierdziło wszystko.
Kilka minut temu czuła głęboki strach i smutek.
Były niczym w porównaniu do rozpaczy, jaka trawiła ją teraz.
Wander był już gotowy do snu. Pod ścianą sali stało luksusowe łoże, wyczarowane przez niego. Sypiał w swoim gabinecie. Dobrze czuł się w tej komnacie, gdzie niebieskawe światło prawdziwej magii przynosiło mu przyjemność.
Miał jeszcze jedną rzecz do zrobienia przed położeniem się.
Jedyne okno w sali mieściło się – dość nietypowo – w suficie. Okrągłe, bardziej przypominało witraż. Wander spojrzał na nie i jedynym ruchem ręki otworzył je, a raczej zdematerializował, nie ruszając się z miejsca.
Wyciągnął rękę. Wyciągnął papierosa z ust i zagwizdał.
Czarny ptak sfrunął z ciemnego nieba wprost na przedramię mężczyzny. Zakrakał.
Wander pogłaskał go po piórach. Trochę współczuł pannie Granger. Uczucie to było mu właściwie nieznane, ale rozumiał, przez co dziewczyna przechodzi.
Tak, on doskonale to rozumiał.
Czarodzieje używali sów do przenoszenia listów i przedmiotów. Jego kruki nie służyły mu do tak trywialnych zadań. Były za to niezwykle pomocne.
Ptak odleciał. Okno pojawiło się ponownie. Dym z papierosa także.
Wanderowi przypomniała się Kalisto, mistrzyni leglimencji i oklumencji. Przydała mu się, niewątpliwie. Znała się na rzeczy, niestety, pod względem charakteru nie była wybitnie interesująca. Jej przeszłość determinowała jej zachowanie, toteż obserwacja jej nie należałaby do zajęć wartych poświęcenia chwili. Co ważniejsze, jej moc magiczna ograniczała się tylko do sztuczek umysłowych. Interesujących, owszem. Ale ograniczony repertuar zdolności to wielka wada.
Dobrze, że była młoda i pociągająca. Tak, przydała mu się.
No, musiał oddać jej sprawiedliwość. Dzięki niej miał szansę nauczyć się umiejętności wielce przydatnej, o niesamowitych możliwościach. Voldemort pewnie nawet się nie domyślał, jak wielki potencjał marnuje. Gdyby Kalisto trenowała wszystkich śmierciożerców…
A taki Draco Malfoy. Obecnie samą swoją obecnością bawił Wandera, ewentualnie wzbudzał w nim chęć do podjęcia stanowczych kroków w celu poprawy jego charakteru. Charakteru, który przez wychowanie w domu Malfoyów swoją głębią przypominał co najwyżej kałużę.
Draco nie był już dzieckiem, to prawda, ale także nie był jeszcze beznadziejnym przypadkiem. Można by go zmienić. Obserwować jego rozwój.
Swoją drogą, Dandy wykonała swoje zadanie. Dobrze.
Wander wypalił do końca papierosa. Mruknął coś pod nosem i uśmiechnął się.
Ciekawe, czy coś może pójść nie po jego myśli.
Cóż, to się okaże.
=============================================================
Tak jak pisałem, ta część nie okazała się być strasznie długa. Następna, ta z gatunku mrocznych, wiele wyjaśniająca (choć nie wszystko), zrekompensuje to własną długością, mam nadzieję.
Na niektóre Wasze uwagi chciałbym odpowiedzieć, ale powstrzymam się, jako że właściwie zostaną one zaadresowane w samym ficu lub moim ostatnim komentarzu po zakończeniu ,,BtS".
PrZeMeK Z.
05.01.2007 21:09
Jak mogłeś, Hito? Jak mogłeś tak nam namieszać w głowach?!
Wiem, że uśmiechasz się teraz z zadowoleniem.
Zacznę może od ogólnych uwag. Ciekawy part, ciekawy głównie ze względu na moc informacji, jakimi niespodziewanie jesteśmy zasypywani. Sama struktura parta mało ciekawa, głównie przemyślenia i jedna rozmowa, ale ze względu na jego długość - czy też krótkość - i treść, wybaczam Ci to, Hito.

Chodzi mi o to, że wolę, kiedy postacie więcej robią/mówią.
A teraz czas na szczegóły. Ten part był jak dobry odcinek Zagubionych: po przeczytaniu chce się poznać ciąg dalszy, a jednocześnie walące szybciej serce zmusza do ponownego zapoznania się z danym odcinkiem. Wczytałem się w niego po raz drugi - co rzadko mi się w fickach zdarza - i wyłapałem kilka rzeczy, które wcześniej mi umknęły.
Brr... Dreszcze przechodzą, gdy się pomyśli teraz o Wanderze. Średnio ciekawy początkowo bohater wyrósł nam na głównego intryganta. Przypomina mi on Wielkiego Brata - obserwuje ludzi, ocenia ich "przydatność" i zdolności, wykorzystuje do własnych celów, zmienia ich, gdy tego chce... Kojarzy mi się to też z rozmaitymi psychopatami robiącymi eksperymenty na ludziach. Doprawdy mrocznie się zrobiło. Z początku zdziwiłem się, czemu chce zmieniać Malfoya. Teraz, po powtórnym przeczytaniu jego myśli na temat Kalisto, zabrzmiało to groźnie.
I zaczynam się poważnie zastanawiać, czy pierwszy part tego opowiadania to prawda, czy tylko czyjeś marzenie/ wizja. Gratuluję.
Co do Harry' ego - wspaniały moment, gdy ucieka, by nie skrzywdzić Hermiony. Bardzo mocne i bardzo dobre. Nie chciałbym stanąć na jego drodze, gdy biegł. Mam nadzieję, że jakoś opanował swój gniew. Ron śpi niewinnie w ich wspólnym dormitorium...
Mam sklerozę. Pamiętam, że jeszcze gdzieś w ficku pojawił się jakiś kruk albo nawet więcej tych ptaków, a teraz za cholerę tego znaleźć nie mogę. Pomoże mi ktoś?
Hito - mam pytanie, na które możesz odpowiedzieć bez ryzyka spojlera.

Powiedz, w jaki sposób piszesz ficki? Masz tylko ogólny zarys i dopracowujesz/ przerabiasz po drodze, czy najpierw rozpisujesz szczegółowy plan i masz wszystko ułożone od A do Z? A co, jeśli w połowie przyjdzie Ci do głowy znakomity wątek, który modyfikuje Ci plan? Zmieniasz plan, czy rezygnujesz z wątku?
To prawda Hito, namieszałeś, namieszałeś... a z drugiej strony jakby trochę wszystko wyjaśniłeś.
Cóż... ta gorsza część mnie chce, żeby Harry nadal był "zły", żeby zranił Hermionę, stał się taki jak Voldemort albo nawet gorszy (ja nie wiem, skąd się u mnie wzięło takie coś

), a ta druga część chce, żeby wszystko się dobrze skończyło: Harry i Hermiona byli razem i "żyli długo i szczęśliwie". Cóż... na razie przeważa jednak ta pierwsza część.
Part mimo, że krótki to świetny. Pełna obaw Hermiona... przedstawiona bardzo realistycznie.
Ale nie podoba mi się jedna postać. W sumie bez powodu. Wander. Coś mi w tej postaci nie pasuje. I nie chodzi o jej charakter, dwulicowość, czy nastawienie. Po prostu jest taki... z braku lepszego słowa - dziwny.
I podoba mi się to, że Hermiona wreszcie się dowiedziała. Na razie nie do końca wiadomo o czym dokładnie, ale większości możemy się domyślać.
Ładne. Bardzo ładne, Hito, choć krótkie.
Oby tak dalej.
Rany, ale namieszało się tego wszystkiego

Kurcze naprawdę zajebiście piszesz i to Ci się chwali

Odnosząc się do treści...Wander zaintrygował mnie jak i nie tylko mnie bo i resztę czytelników i to całkiem niebanalnie. Jeżeli jest śmierciożercą, to zapewne wie o 'złym Harrym' i chyba co nieco musiał Hermionie powiedzieć skoro wróciła od niego załzawiona i zrozpaczona. Sam fragment jest dość intrygujący kiedy Harry pyta samego siebie czy Wander powiedział Hermionie o...no właśnie o czym? Ten part jest wyjątkowo tajemniczy i dający do myślenia. Udany, krótki, ale jest zawiera trochę informacji by móc pokombinować co może być dalej. Oby tak dalej Hito

Pozdrawiam i życzę czasu, i weny aby napisać następną część
A`propo czasu i weny - zapomniałem o tym wspomnieć w komnetarzu po części fica. Mianowicie, zaczął się styczeń, miesiąc kolokwi zaliczeniowych, jak i pod koniec samej sesji, utrapienia i koszmaru wszystkich studentów. Dodatkowo, jak już wspomniałem, kolejny fragment będzie dłuższy od poprzednich (tak o 2 strony w Wordzie), toteż - niestety - nie napiszę Wam, kiedy go zamieszczę. A i dalsze części mogą być zamieszczane wolniej, niż dotychczas. Miejmy nadzieję, że strasznie źle nie będzie
PrzemekQUOTE
Mam sklerozę. Pamiętam, że jeszcze gdzieś w ficku pojawił się jakiś kruk albo nawet więcej tych ptaków, a teraz za cholerę tego znaleźć nie mogę. Pomoże mi ktoś?
Może sam autor?
Wiesz, powiem tak - ptaki/kruki pojawiły się w ficu już wiele razy. Aż się bałem, że za często o nich wspominam. Ja podpowiem Ci o dwóch sytuacjach:
1. Rozmyślania Harry'ego o Hagridzie i jego dyniach;
2. Hermiona vs Wander na temat papierosów.
Poza tym, ptaki lubią przesiadywać na Wieży Astronomicznej... (więcej nie napiszę)
QUOTE
Powiedz, w jaki sposób piszesz ficki? Masz tylko ogólny zarys i dopracowujesz/ przerabiasz po drodze, czy najpierw rozpisujesz szczegółowy plan i masz wszystko ułożone od A do Z? A co, jeśli w połowie przyjdzie Ci do głowy znakomity wątek, który modyfikuje Ci plan? Zmieniasz plan, czy rezygnujesz z wątku?
Ha, dobre pytania.
Byłoby świetnie, gdybym miał od początku cały plan fica rozpisany. Niestety, tak nie jest. ,,BtS'' zacząłem pisać dawno temu, przerwałem, a potem, z nowymi pomysłami, wróciłem do niego. Wiele rzeczy wymyślam w trakcie pisania - co, niestety, czasem widać (szerzej o tym po skończeniu fica). Odnośnie wątków... Powiedzmy, że wczoraj przyszedł mi do głowy pomysł na temat pękania murów w Hogwarcie, który najprawdopodobniej użyję w epilogu. To chyba odpowiada na Twoje pytanie :]
Macie i (mam nadzieję) cieszcie się. Wklejam teraz ten fragment.
A co z następnym? Bokiem mi wychodzą częśc ogólna prawa cywilnego i wszystkie konwencje międzynarodowego. Sesja coraz bliżej.
Zatem wybaczcie, ale następna część może pojawić się za ponad tydzień. Może (wątpię) krócej, może dłużej. Nie wiem. Jeżeli jakiś czytelnik pragnie zaliczyć za mnie egzaminy, niech się zgłosi na pw.
No, póki co, czas na istotny dla fica part.
Aha - autor, wbrew pozorom, nie jest dewiantem ani sadystą.
==============================================================
ROZDZIAŁ 15
Harry patrzył, jak znika sowa niosąca jego list i jeden przedmiot.
Osoba, do której te rzeczy były zaadresowane, odbierze je. I zjawi się tu, gdyż nie potrafiłaby zachować się inaczej.
Naiwność? Przyjaźń? Zaufanie? Harry nie wiedział, jaki z tych czynników grał tu największą rolę. Jedno było pewne – przybycie tu będzie ostatnim błędem w jej życiu.
Chociaż... być może niekoniecznie. Zobaczy się, ile zabawy mu przyniesie.
Potter opuścił balkon. Właściwie pozostało mu czekanie. Rezydencja opustoszała w dużej mierze. Kalisto, Glizdogon; nawet Slughorn wykonywał zadanie polecone przez Czarnego Pana. Z ważniejszych śmierciożerców została tylko Bellatrix, a raczej cień jej dawnej, szalonej osoby. Ubiegły miesiąc źle na nią wpłynął.
Idealne okoliczności, by oczyścić ten dom z jakichkolwiek przejawów życia. Lestrange zginęłaby natychmiast, reszta anonimowych sługusów również, tylko Voldemort sprawiłby mu trudność. Ale nie byłby niemożliwy do eksterminacji. On, jak wszyscy inni, także zostałby zmiażdżony młotem jego potęgi.
Nikt oprócz niego nie potrafił po mistrzowsku łączyć wzmacniającej siły gniewu z morderczymi oraz destrukcyjnymi czarami ofensywnymi. Nienawiść dała mu moc, która była poza zasięgiem każdego, nawet nauczyciela Voldemorta, Grindelwalda.
Wykorzysta ją, gdy zaatakują Zakon, Hogwart i Ministerstwo. Zniszczy wszystko, co stanie mu na drodze. Wtedy, kiedy na scenie pozostanie tylko on i Voldemort... Jeszcze jeden mord i tytuł Czarnego Pana, Władcy, należeć będzie do niego.
Harry nie rozważał tego jako prawdopodobnego scenariusza. On wiedział, że tak się stanie. Nie było innej możliwości. Żadnej.
Voldemort kończył szkic planu ataku na Hogwart.
Najpierw zamek. Zresztą, natarcie na szkołę sprowadzi do niej Zakon Feniksa, po akcji Harry’ego mniejszego o jednego członka. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Pozostanie tylko Ministerstwo. Można tylko żałować, że Ministrem nie był apatyczny i niekompetentny Knot. Scrimgeour będzie większym niż on wyzwaniem.
Zwykłą przeszkodą do usunięcia. Harry poradzi sobie z nim bez trudu.
Riddle’a nurtowało pytanie o najistotniejszą kwestię. Jak niepostrzeżenie dostać się do Hogwartu? Dumbledore’a w nim nie było, to wielki plus, bez wątpienia... Nie zmieniało to faktu, iż magiczne bariery i zabezpieczenia nadal działały. Trzeba będzie dostać się do środka nie wchodząc frontem.
Aportacja odpadała. Zatem ktoś wewnątrz musiał wprowadzić oddział śmierciożerców, a przynajmniej dwie osoby – jego i Harry’ego. Ktoś wewnątrz... Snape? Taka misja byłaby niezłym testem na jego lojalność, co do której Lord miał pokaźne wątpliwości. Nikt inny w Hogwarcie się nie nadawał...
Warga Voldemorta drgnęła. Tak, był jeszcze Draco, syn tego bezużytecznego partacza Malfoya. Zlecenie mu otwarcia drogi dla grupy śmierciożerców pokazałoby tej rodzinie, czym skutkują niepowodzenia. A gdyby przypadkiem smarkaczowi się udało, okazałby się cenniejszym nabytkiem niż jego rodzice.
Do przemyślenia. Przynajmniej wybór niewielki – albo Snape, albo Malfoy.
- Kto będzie lepszym agentem w Hogwarcie, Severus czy twój siostrzeniec?
Bellatrix, stojąca za fotelem Czarnego Pana w jego osobistej komnacie, nie odpowiedziała od razu. Jej aparycja przedstawiała się normalnie, czyli – dzięki cudownym miksturom Slughorna – młodo i pięknie. Jednakże, gdyby nie one, wyglądałaby na starą i zmęczoną, być może nawet na chorą.
- Snape jest niewarty twojego zaufania, panie – osądziła cichym głosem. – Mimo sześcioletniego pobytu w Hogwarcie nie pozbył się ani Dumbledore’a, ani Pottera, twoich największych wrogów.
- A Malfoy?
- Draco... Draco to tylko mały chłopiec. Nie udźwignie ciężaru tak istotnego zadania, panie.
- Zatem sugerujesz, że oboje się nie nadają? – Voldemort zasyczał. – Nie odpowiada mi taki efekt twoich umysłowych wysiłków, Bell.
- Jeżeli musisz, panie, wybierać z dwojga złego... Snape. Nadal jest Mistrzem Eliksirów w Hogwarcie, jeśli faktycznie jest wobec ciebie lojalny, bez żadnych problemów powinien sporządzić perfekcyjną truciznę, której nawet Dumbledore nie wykryje.
- Chciałbym zdążyć z inwazją, zanim nasz drogi Albus wróci. – Voldemort zauważył, że kobieta nawet na niego nie patrzy. Zastanawiał się, czy mądrze postąpił, dając posłuch podszeptom Harry’ego na temat przykładnego ukarania jej za niesubordynację. A co, jeśli to Potter pierwszy zaatakował, i ona była niewinna? Jej cierpienie to jej sprawa, ale upadek zdrowia psychicznego negatywnie wpływał na całokształt zdolności. Jeżeli to dłużej potrwa, to Bellatrix straci wszelką wartość bojową, a także rolę jako doradczyni i prawa ręka Czarnego Pana. Nadal mógłby ją wykorzystywać, ale... w najgorszym przypadku istniała możliwość, iż cała rodzina Lestrange, może oprócz Kalisto, obróci się przeciwko niemu.
- Snape jest starszy od mojego siostrzeńca o wiele lat, ma także o wiele więcej doświadczenia. Z pewnością szybciej znajdzie metodę, by infiltracja zamku stała się możliwa.
- Z pewnością – powtórzył Lord, zamyślony. – Masz rację. Draco mi się nie przyda, a nadanie mu tego obowiązku mogłoby pchnąć jego matkę do nierozważnych czynów. Znasz ją przecież.
- To prawda. Kocha swojego syna nawet bardziej niż męża, dla niego gotowa byłaby szukać pomocy... nawet wśród naszych wrogów.
- Miłość – Thomas niemal wypluł to słowo. – Sprawia, że ludzie zachowują się irracjonalnie. Popełniają błędy, które mają wieloletnie konsekwencje. – Starał się nie myśleć o Lily i jej ofierze życia. – Plugastwo.
- Tak, panie.
Voldemort spojrzał na kobietę kątem oka, ale darował sobie komentarz.
- Uważam, że Snape to dobry wybór. Wyślij mu list, oczywiście zaszyfruj go jakoś. Wiesz, co napisać.
- Tak, panie.
Bellatrix wyszła z pokoju. Czarny Pan postukał trochę ludzkimi już palcami w biurko.
Przestał. Wstał i sięgnął po najcenniejszą książkę w jego prywatnej kolekcji.
Dziennik jego starego mistrza, Grindelwalda. Tom zawierający bezcenną wiedzę. O starożytnej magii.
Ściślej – o jednym jej aspekcie, tym ciemniejszym i właściwym. Zaklęcia działające zupełnie odwrotnie do tego, jakim w ostatniej chwili życia posłużyła się przeklęta Lily Potter.
Choć Voldemort nienawidził tej myśli, wiedział, że jego nauczyciel był prawdziwym arcymistrzem. Poznał sekrety czarnej magii, prawdziwą siłę. Aż dziw, że Dumbledore zdołał go pokonać.
Niektóre zapiski... niepokojąco przypominały mu o Harrym.
Chociażby taki Przypadek Bestii.
Wybraniec obserwował mroczne niebo. Poszukiwał sowy.
Czasem spoglądał także na ziemię. Jeżeli będzie miał szczęście, nie otrzyma listu.
Nadawca sam do niego przyjdzie.
Tak, przyjaźń, zaufanie, wiara, miłość... Człowiek działał irracjonalnie pod ich wpływem. Głupio. Sam się pchał w paszczę lwa, w uchwyt śmierci.
Wystarczyło tylko mieć świadomość, za jakie sznurki pociągnąć. Uczucia zamieniały ludzi w przewidywalne marionetki. Dobry Mistrz ma wtedy nad nimi absolutną władzę.
Caedes, Sectumsempra czy Bellum były środkami do jej osiągnięcia. Miłość, na przykład, również. Po prostu miała inną naturę.
Księżyc pysznił się w pełni. Wiatr szumiał w gałęziach i liściach drzew. Zwykłe sowy, mieszkanki lasu, od czasu do czasu huczały. Harry lubił taką atmosferę.
Minęła godzina, dwie, mimo to nie schodził z balkonu. Czekał cierpliwie. Dla niej mógł się wysilić. Myślenie o przyszłości przynosiło mu przyjemność.
Księżyc dalej sunął po niebie, pogoda uspokoiła się kompletnie. Harry zaczynał powoli odczuwać irytację. Czyżby jednak nie dziś? A może w ogóle się nie zjawi? Wątpliwe, jednak...
Nagle oko chłopaka uchwyciło ruch. Ktoś właśnie wychodził z lasu.
Księżyc świecił. Harry po chwili zobaczył kto. Rozpoznał osobę z daleka.
Uśmiechnął się naprawdę szeroko.
Wiedział, że przyjdzie.
Przecież go kochała.
Pukanie nie przedostało się do jego umysłu. Dopiero naciśnięcie klamki i czyjaś obecność w gabinecie.
Voldemort podniósł oczy znad dziennika i ujrzał wyraźnie podekscytowanego Harry’ego. Już otwierał usta, by zadać pytanie, gdy zobaczył plamki krwi na twarzy i szacie chłopaka. Co to miało znaczyć?
- Nie przypominam sobie, bym kazał ci zamordować kolejnych mugoli.
- Cały dzień nie ruszałem się stąd, Lordzie – odparł szybko Harry.
- I całą noc, jak rozumiem – dodał Riddle, mając świadomość, która godzina. – Czego chcesz?
- Chodź ze mną, Lordzie. Dzisiaj pokażę ci dowód, jaki obiecałem ci, gdy zostałem twym sługą.
Voldemort zmarszczył brwi. Pamiętał. Ale po co? Dowodów miał już pod dostatkiem. Człowiek Dumbledore’a nie zabijałby z zimną krwią. Potter nie był już słaby, zbrukany miłością.
Inna sprawa, że dotyczyło to jego stosunku to zwykłych, żałosnych ludzi. Czyżby zamierzał pokazać mu dowód lojalności względem niego, Czarnego Pana?
- Nie traćmy czasu, Lordzie. Chodźmy!
Voldemort odłożył dziennik i podążył za niemal biegnącym Harrym. Do czego tak się spieszył? Krople krwi oznaczały, że kogoś pochwycił, kogoś, kto dziwnym trafem zawędrował w okolice magicznie ukrytej rezydencji. Pośpiech z kolei oznaczał, że jeniec jeszcze żył.
Zatem uwięził kogoś ważnego. Riddle musiał przyznać, że poczuł zainteresowanie.
- Będziesz musiał mi wybaczyć, Lordzie – rzucił za siebie Harry. – Zapomniałem się i zacząłem sam. Ale bez obaw, najlepsze cię nie ominie.
Jednak jego oczy…
Potter otworzył drzwi od swej komnaty i wbiegł do środka. Voldemort wszedł za nim.
Nie musiał się rozglądać. Ofiara zabawy Harry’ego wisiała na środku pokoju, podczepiona do sufitu metalowymi łańcuchami, wrzynającymi się w ciało. Dywan został już poplamiony na ciemnoczerwono.
Thomas oglądał wspomnienia chłopaka w Myśloodsiewni. Dlatego od razu rozpoznał dziewczynę, ubraną w szkolny mundurek bez płaszcza, która krwawiła z licznych ran ciętych, wywołanych zapewne Sectumsemprą.
Hermiona Granger, dawna najlepsza przyjaciółka Harry’ego. Jak, do licha, ona się tu znalazła?
- Stęskniłaś się, prawda, kochana? – Potter szepnął dziewczynie do ucha. – Wiem, że tak.
Harry obchodził Hermionę dookoła, muskając ją palcami i różdżką. Voldemort zamrugał. Nigdy nie widział u niego takiego wyrazu twarzy, takiego zniecierpliwienia, takiego... zadowolenia. Torturowanie bliskich osób z dawnego życia musiało sprawiać mu o wiele więcej przyjemności niż obcych mu mugoli.
- Musiałem ją uciszyć. – Głos zauważalnie drgał Potterowi. – Raniła moje uszy błaganiami i niepotrzebnymi pytaniami. Ale nie na stałe...
Harry zademonstrował, co miał na myśli. W płynnym ruchu połączył dwa zaklęcia. Pierwsze zwróciło głos Hermionie. Drugie rozcięło jej klatkę piersiową.
Dziewczyna wrzasnęła z bólu. Harry jak gdyby tylko na to czekał. Z iście obłąkańczym uśmiechu na ustach rzucał kolejne Sectumsempry. Jedna z poprzek torsu, druga, delikatna, w czoło, trzecia w nogi...
Hermiona krzyczała i rzucała się, raniąc sobie jeszcze bardziej ręce. Jej krew plamiła Pottera, podłogę, meble. Jej wrzaski wrzynały się Voldemortowi w serce. Palce mu zadygotały. Zimne uczucie ścisnęło go od środka. Znowu.
Dowód? Tak, wspaniały dowód jego szaleństwa.
Bellatrix miała rację. Powinien go na samym początku zlikwidować. Harry obecnie uwielbiał krew i śmierć – a gdy zniszczony Hogwart nasyci go tylko połowicznie... rzuci się na niego. Lord czuł to całą duszą, minus siedem kawałków.
Szósta Sectumsempra zakończyła sesję. Czaru uciszający został rzucony. Harry opuścił różdżkę. Oddychał ciężko. Uśmiechał się nadal. Oczy mu błyszczały.
- Nie martw się, to tylko króciutka przerwa. Wiem, że czekasz na więcej. – Harry otarł czoło Hermiony z krwi. - Ja też. Oboje się spieszymy, tak, mmm? – Przejechał dłonią po jej poszarpanej białej koszuli w szkarłatne wzory, które zwiększały swoje rozmiary. Pogłaskał jej lewą pierś.
Drgnął, gdy poczuł na skórze łzę. Hermiona płakała w milczeniu. Jej bujne włosy, sklejone krwią, okalały ciasno jej wykrzywioną cierpieniem twarz.
Harry aż mlasnął językiem. Podobał mu się ten widok.
- Widzę, że chcesz więcej, tak, widzę, że chcesz... Ja też. Zawsze mnie to ciekawiło, tak...
Potter złapał dziewczynę mocno za podbródek. Jego uśmiech był na miejscu.
Palcami prawej dłoni znalazł jej ucho.
Powoli wsunął kawałek różdżki do środka.
- [/i]Crucio[/i].
Voldemort, patrząc na to, co działo się z Hermioną, wiedział już, jak wyglądali Longbottomowie na chwilę przed utratą świadomości. Widok krańcowej katorgi dziewczyny powinien mu się podobać.
Zaczynało być mu niedobrze. Wrażenie powróciło raz jeszcze. Blizna, połączenie... Harry zatracał się w szaleństwie, pozbywał się resztek dawnej osobowości. On, Czarny Pan, zmieniał się wraz z nim. Nie chciał tego.
Myśl zrodziła się w jego głowie. Jedyna szansa. Zabić go teraz, uwolnić się od niego, gdyż inaczej zginie wraz z Dumbledorem i całym światem. On wiedział, specjalnie zabrał go ze sobą, wiedział, że tak zareaguje. Chciał powalić go na kolana.
Voldemort poczuł prawdziwy strach. Jedna Avada Kedavra i wszystko się skończy...
Za późno. Nie mógł się poruszyć. Coś sparaliżowało go doszczętnie.
Harry skończył. Wyjął różdżkę z ucha Hermiony, pozwolił jej zawisnąć bezwładnie. Widok jej udręki, jej zmaltretowanego ciała podniecał go, prowadził go ekstazy.
- Podobało ci się, prawda, mmm? Czujesz to, tak? – Jednym błyskawicznym ruchem wskazującego palca oderwał guziki z koszuli Hermiony. Złapał jej poły i szarpnął na boki, obnażając zakrwawione piersi dziewczyny. – Tak, wiem, pragniesz przekonać się, doświadczyć tego. – Harry wsunął dłoń z różdżką pod jej spódniczkę. Zmrużył szmaragdowe oczy. – Niestety, niestety, szkoda, szkoda, mogłabyś nie wytrzymać, zemdleć po kolejnym Crucio. Niestety, tak. – Dłoń pojawiła się znowu. – Nie martw się, nie, wynagrodzę ci to.
Półprzytomna Hermiona znalazła w sobie tylko tyle siły, by z wielkim trudem unieść głowę i spojrzeć na Harry’ego.
Voldemort gardził miłością. Nie rozumiał jej. Nie znał.
Mimo to, zrozumiał. Hermiona cierpiała ogromnie, ból fizyczny niemal ją zabił. Mimo to, dwukrotnie większy ból zabijał jej duszę. Wiedza, że jej oprawcą jest osoba, którą tak kochała.
Lord zacisnął zęby, tytanicznym wysiłkiem przełamał paraliż, sięgnął pod szatę...
Różdżka została na biurku w jego gabinecie. Nie wziął jej.
To Harry podsunął mu ten pomysł. Nauczył się od Kalisto ingerencji w niczego niespodziewający się umysł. Kalisto zdradziła go, Czarnego Pana.
Riddle opadł na kolana. Nie mógł zrobić nic więcej. Przegrał.
Harry również poprawnie odczytał wzrok Hermiony. Zaśmiał się głośno.
Spoliczkował ją brutalnie. Kilka razy. Potem złapał twarz w obydwie dłonie i pocałował. Nie miała siły bronić się nawet przed jego językiem i zębami.
Po chwili cofnął się o krok. Caedes i Bellum odpadały, Sectumsempra już mu się znudziła. Hermiona krwawiła już dostatecznie mocno, wiedział, że niedługo omdleje.
Tak, najwyższa pora.
Jednym ruchem różdżki pozbył się resztek jej ubrania. Teraz mógł zobaczyć jej nagie, poranione ciało w pełnej krasie. Zasyczał pożądliwie.
- Dam ci to, to, czego pragniesz... Hermiono, kochana. Dam ci, mmm, tak.
Nie...
Harry płynnym ruchem unicestwił łańcuchy. Złapał Hermionę, zanim upadła na podłogę.
Nie wierzę w to! Nigdy bym tego nie zrobił! To kłamstwo!
Ugryzł ją w szyję niczym wampir. Zaczął zlizywać krew z jej ciała, wsuwać język do jej ran, ciężko przy tym dysząc. Jedną rękę wsunął jej między nogi.
Zostaw ją, ty cholerny sukinsynu!
Pstryknięciem palców zdjął z niej czar ciszy. Natychmiast zaczęła krzyczeć, choć już słabiej, w agonii.
Nie!!! Zostaw ją!
Voldemort mógł tylko patrzeć.
Przypadek Bestii Grindelwada… Harry karmił się cierpieniem. Im więcej go odczuwał, tym silniejszy się stawał. Tym bardziej czarna magia niszczyła jego człowieczeństwo. Tym bardziej…
Voldemort czuł, że jego umysł odpływa. Tracił świadomość.
Harry zaśmiał się szaleńczo. Jedną ręką otarł krew, spływającą mu z blizny, drugą upuścił Hermionę na podłogę. Nachylił się nad nią i przestał się hamować.
NIEEEE!!!
- Harry, na Merlina! Obudź się! Przestań!
Seamus obudził się. Zaspany nie rozumiał, na co patrzy.
Ron, Neville i Dean próbowali powstrzymać miotającego się w łóżku Harry’ego.
- Uspokój się!
Potter, wciąż mając przed oczyma obraz cierpiącej Hermiony, chciał wstać. Coś torowało mu drogę. Machnął ręką.
Dłoń tylko musnęła pidżamę Deana.
Chłopak, popchnięty jakąś sporą siłą, zaliczył lot przez pokój i zderzenie z szafą naprzeciwko łóżka oszalałego kolegi. Jęknął, osuwając się na podłogę.
Ron zacisnął zęby. Wiedział, że ryzykuje jak ślepy prowadzący samochód, ale nie miał czasu na obmyślenie lepszego sposobu. A nie chciał czekać, aż Harry’emu wrócą zmysły w naturalny sposób. Jeszcze pamiętał ojca w szpitalu.
- Dość, Harry!
Ron spoliczkował przyjaciela. Pomogło. Chłopak przestał się rzucać. Właściwie to w ogóle przestał się ruszać.
Neville, z przerażeniem na twarzy, rzucił słabym głosem, że leci po McGonnagal.
- Nie!
Zatrzymał się przed drzwiami sypialni. Głos Harry’ego nie pozostawiał marginesu wątpliwości, że lepiej dla wszystkich będzie, jeśli nikt pomieszczenia nie opuści.
Longbottom spojrzał w kierunku ciężko oddychającego Pottera. Kątem oka dostrzegł jakiś ruch za oknem.
- W porządku, Harry? – zapytał właściwie retorycznie Ron, trzymając rozsądny dystans od łóżka.
Zapytany nie odpowiedział. Wrzaski Hermiony cichły, ale nadal je słyszał. Nigdy ich nie zapomni.
Kolejny sen z serii, która zaczęła się we wrześniu. Te koszmary zawsze wpędzały go w podły nastrój, rodziły obawę, że odpuszczenie sobie oklumencji było błędem o wielkiej wadze. Voldemort znowu go dręczył.
Ale tym razem... To nie on. Harry widział w śnie, jak pokonany Czarny Pan pada na kolana. Czekał go oczywisty los – śmierć. Bellatrix także, jak i resztę śmierciożerców. Voldemort nigdy nie zesłałby na niego takiej wizji.
Pierwszy raz mógł widzieć siebie. Pod sam koniec jakby się obudził, zdał sobie sprawę, że śni. I widział... Widział coś, czego nigdy nie chciałby zobaczyć.
Harry uniósł dłonie. Zgiął palce. Tak, obudził się. Hermiona była bezpieczna w Hogwarcie. I zawsze będzie. Przecież nigdy by jej nie skrzywdził...
Poczuł krew spływającą mu z blizny. Zacisnął powieki.
- Harry? McGonnagal musi cię zobaczyć. Albo chociaż pani Pomfrey...
Potter nie słuchał przyjaciela. Zrozumiał.
Hermiona wiedziała wcześniej. Znała treść snów. Dlatego za każdym razem go uspokajała, prosiła go, by się nie denerwował. Była bliska niego. Kochała go.
Dumbledore powiedział... Miłość była jego bronią. Miał rację. Hermiona także. Ona zrozumiała jednak, o co naprawdę chodziło. Starała się go ocalić.
Nie przed Voldemortem.
Najgroźniejszym i najgorszym wrogiem każdego człowieka jest on sam.
Starała się go ocalić przed Harrym Potterem.
PrZeMeK Z.
11.01.2007 00:50
O cholera.
Jestem świeżo po lekturze rozdziału. Moje wrażenia mogą być nieco nieuporządkowane.
Boże, Hito... Coś Ty zrobił. Nigdy więcej nie chcę już opisywać tortur. Teraz wiem, jak smakują, odczytywane przez kogoś innego. To było straszne.
Nigdy nie mogłem oglądać horrorów, w których ofiara była zupełnie bezbronna, całkowicie uzależniona od woli psychopaty. Ty zafundowałeś mi taki horror. Horror, którego aktorów znamy tak dobrze, że aż boli.
Pozbawiona nawet możliwości krzyku... wydania choćby dźwięku...
Przerażające, Hito. I porażający kontrast między Harrym a słabym, przerażonym Voldemortem.
Bardzo dobry moment, gdy przebudzony Harry zabrania Neville' owi opuścić sypialni. Ujrzałem tę scenę w całej okazałości. Usłyszałem tę groźbe, kryjącą się w głosie Harry' ego.
Ale dałeś nadzieję. Nikłą, chwiejną, ale jednak nadzieję. Oby Hermionie i Harry' emu się udało.
Rzeczywiście, dużo się wyjaśniło. Nie wszystko, ale wiele. Chyba w najbliższym wolnym czasie przeczytam całe opowiadanie jeszcze raz.
Wiesz co, Hito? Kiedy pomyślałem o tej krwawej scenie... o tym, że jest tylko wizją, snem... Wówczas pomyślałem również, że widzimy ją z perspektywy Voldemorta. Że słyszymy jego myśli i widzimy jego zachowanie. Że możemy wyciągać wnioski z jego przemyśleń. A więc to mógł być nie koszmar, ale... wizja przyszłości?
Zaczynam się naprawdę bać. Koniecznie muszę przeczytać całość opowiadania.
I dzięki za odpowiedź na pytanie o to, jak piszesz. Okazało się, że nie tylko ja cierpię na nadmiar dobrych pomysłów w połowie opowiadania i że nie tylko ja mam brzydki nawyk nie rozpisywnia sobie fabuły przed rozpoczęciem pisania.
I nie popędzam, nie popędzam. Zajmij się szkołą. Połowa przyjemności tkwi w czekaniu. A tydzień (czy choćby dwa) to naprawdę niewiele.
PrZeMeK Z.
11.01.2007 17:51
Przepraszam za drugi post, ale nie mogę. Po prostu nie mogę.
Poddałem Twoje opowiadanie próbie, Hito. Niewielki jego fragment przetłumaczyłem za pomocą komputerowego translatora na angielski, później na polski, znów na angielski i ostatecznie znów na polski. Oto efekt tych machinacji. Sam zdecyduj, czy Twoje opowiadanie oparło się barierze językowej i przemówiłoby także do innych narodów.
Tekst wyjściowy:
QUOTE
Harry cofnął się o krok. Jego wnętrzności przestałyby być z ołowiu – w ogóle zniknęły.
Dlaczego ona to mówiła? Dlaczego akurat to? Tak jakby wiedziała o... Wander jej powiedział? Ale jak? Skąd on by wiedział?
- Dumbledore zdradził ci, że twoją bronią przeciwko Voldemortowi jest miłość, Harry... Nie śmierć i nienawiść.
- O czym ty mówisz? – Harry słyszał swój łamiący się głos. – Miłość? Jak miałaby mi pomóc?
- Nie wiem. Ale ufam słowom dyrektora. Ty nie? W co teraz wierzysz, Harry? Że siła to podstawa?
Chłopak zadrżał, słysząc te nonsensowne słowa z ust ukochanej osoby. Co ten Wander jej naopowiadał? Kim był ten drań, do licha? Co tu się w ogóle działo?
- Dość tego, Hermiono. Dość. – Głos Pottera brzmiał stanowczo i mocno. – Nie jestem taki, jak Voldemort. Jak możesz tak mówić? A ty? W co ty wierzysz? Sądzisz, że jestem jakimś śmierciożercą albo gorzej? Nawet nie wiesz, jak mnie to zabolało.
Hermiona spojrzała na Harry’ego. Przez krótką chwilę jej wzrok był taki, jak wcześniej. Rozpacz zmieszana z trwogą.
Zamrugała. Jej oczy wyglądały już zupełnie inaczej, ona sama nagle także się zmieniła, jakby coś w niej pękło lub jakby obudziła się z półsnu.
- Przepraszam cię, nie chciałam cię oskarżać, nie chciałam, żeby tak to zabrzmiało, ja tylko... martwiłam się, chciałam...
- Wiem, co chciałaś. Daruj sobie.
Tekst ostateczny:
QUOTE
Łupy podały się do dymisji o kroku. Jego jelita zatrzymałyby się, by, by być z przywództwem - oni w ogóle zniknięty.
Dlaczego ona powiedziała to? Dlaczego zrobią dokładnie to? Ona ona, tak jak wiedzieliby około... Chcesz trawerse ją powiedzianą? To jest tylko to jak zrobią? Gdzie zrobiłby od on dostał się on wiedział?
- Trzmiel zdradził ciebie, że twoja broń przeciw Voldemortowi miłość jest, Harry... Wtedy śmierć i nienawiść.
Ty - About jaki powiedz? - Grab on on usłyszał one's tłukący głos. - Kochaj? Jak on zrobiłby zrobiony ona ona miała mnie, by, by pomóc?
Ja - ten nie robią It wiedzy. To jest tylko to I I zaufam słowa kierownika. Ty ten? W czym teraz sądzisz, Harry? Ta siła wtedy podstawa?
Chłopiec zadrżał, mając od osób wiadomości ust ukochanego te nonsensowne słowa. Co zrób to Wander, by związać samą ją? Kto był ten bękart, wieszają to wszystko? Co tutaj się w wszystkiej armacie?
- Wystarczająco to, Hermiono. Wystarczająco. - Voice Pottera zabrzmiał silnie i silnie. Ja - jestem Nie taki, jako Voldemort. Jak możesz powiedzieć tak? I ty? W czym sądzisz? Sędzia, że I I jestem jakimś śmierciożercą albo płonę? Ty ten nie robisz tego, jako które oni wiedzą to nawet to zraniło mnie tego.
On ona Hermiona spojrzał na Harry'ego. Do krótkiej chwili on jej wzrok był taki, jako wcześniejszy. On zmieszał się z rozpaczą strachu.
Ona Zamrugała. Jej oczy spojrzały już zupełnie różnie, ona sama ona zmieniła się jako coś w niej nagle też to pękłaby albo, ponieważ ona zrobiłaby, by przyjść do istnienia z drzemką.
Ja - Apologize ciebie, I I nie zrobiłem tego zrobić oni chcą to, oskarżyliby wtedy tego nie miało, które to chciało, w porządku do tak to zabrzmiało I tylko... Zmartwiłem się, I chciałem...
Ja - Know, chciałeś, że coś jest czym. Daj mnie.
Jeszcze raz przepraszam. Ale uznałem, że nieuczciwie byłoby pozbawiać Was odrobiny radości.
Na Merlina, Hito. Nie wiem co mam napisać. Po prostu nie wiem.
Nie spodziewałam się. Nie tego.
Pierwszy fragment... brrr... świetny. Taki realistyczny. Oczyma wyobraźni widziałam Hermionę i to, czego doświadczała. Voldemorta opadającego na kolana.
Hito, to naprawdę najbardziej realistyczny ff, jakiego czytałam.
Wiele wyjaśniłeś, aczkolwiek nie zdziwiłabym się, gdybyś jeszcze raz obrócił wszystko do góry nogami.
Aż dreszcze przechodzą jak się to czyta.
I końcówka... brzmi naprawdę jak zakończenie. Heh... nie wiem już co myśleć.
Jedno jest pewne. To Wielkie Cudo.
O mój boże...
Wyobraźnia działała mi na wysokich obrotach gdy czytałam tą krwawą, a raczej bardzo krwistą scenę...
Jestem pod ogromnym wrażeniem.
Bestialski Harry po prostu bije rekordy w tej części. Pierwsza głupia myśl jaka mi się nasunęła to taka, że ten krwisty fragment odbywał się naprawdę. Ale po odzyskaniu trzeźwości umysłu, w końcówce tej brutalnej sceny zrozumiałam, że to musiał być sen, wizja. Inaczej by się chyba za szybko fick skończył, prawda?
A Hermiona była zupełnie bezbronna. I to jest najgorsze, kiedy ofiara nie ma nawet najmniejszej możliwości ochronienia się przed kimś kto zadaje jej ból.
Voldemort padający na kolana. W sumie to było do przewidzenia, że znowu zareaguje tak samo jak na poprzednie mordestwa dokonywane przez Harry'ego, ale teraz po prostu poległ upadając na kolana. Siła Harry'ego wzmacniana kolejnym cierpieniem Hermiony osłabiała go jeszcze bardziej.
Part niedługi, ale wiele wyjaśniający i kawał dobrej roboty zostało odwalone przy pisaniu jego.
Hito, zadziwiasz mnie coraz bardziej

Jesteś zdolna bestia

I przy okazji powodzenia przy egzaminach

Pozdrawiam.
ROZDZIAŁ 16
Harry patrzył wrogo na schody.
Musiał porozmawiać, i to jak najszybciej, z Hermioną. Na dole jej nie znalazł, czyli pozostawało tylko dormitorium dziewcząt. Gdzie nie mógł wejść.
Co za głupota. Gryffindora czasem trzymały się durne pomysły.
Chłopak denerwował się coraz bardziej. Nie chciał wrzeszczeć na całe gardło w nadziei, że Hermiona go usłyszy. Najrozsądniejszym wyjściem było po prostu usiąść w wygodnym fotelu i zaczekać.
Ron obserwował przyjaciela ze schodów prowadzących do męskiej części wieży. Niepokoił się. Poważnie. Miał nadzieję, że za chwilę nie dostanie listu, powiadamiającego o ataku na jego rodzinę, tym razem skutecznym.
Rok temu Harry przynajmniej nie rozbijał kolegów o szafy.
Rudzielec zauważył kątem oka, iż naprzeciwko niego zjawiła się zaspana Lavender. Ziewając, schodziła powoli do pokoju wspólnego. Dostrzegła Pottera wpatrującego się w ogień.
- Cześć, Harry.
Brak odpowiedzi. Brown potarła dłonią włosy, mrugając.
- Pokłóciliście się z Hermioną?
Chłopak drgnął. Odwrócił się w stronę Lavender.
- Muszę z nią porozmawiać. Śpi jeszcze?
- Nie wiem. – Zainteresowanie trochę pobudziło dziewczynę. – Nie ma jej.
- Już wyszła?
- Nie wróciła na noc. Nie widziałam jej od... wczoraj.
Harry, potrącając kilka osób, wybiegł z pomieszczenia.
Lavender uniosła brwi. Jeżeli faktycznie się pokłócili, to całkiem nieźle.
Spojrzała na Rona, który pojawił się w jej polu widzenia. Ten pokazał palcem na środek czoła. Minę miał nietęgą.
Brown zrozumiała, że nie jest dobrze.
Harry pędził przez korytarze zamku. Zmierzał do jedynego miejsca, jakie tkwiło mu w umyśle. Zaciskał pięści, biegnąc.
Nie wróciła na noc. Wszystkie myśli, które normalnie uznałby za kompletnie bezsensowne, uparcie gryzły mu serce. Co pocznie, jeśli Hermiona sobie coś zrobiła? Co pocznie, jeśli Hermiona nigdy się do niego nie odezwie, bojąc się go lub nienawidząc? Harry próbował zdusić te myśli w zarodku, ale nie potrafił. Sen mieszał mu się ze sceną jego odejścia wczoraj. Wołała go wtedy łamiącym się głosem...
Nie zwalniał biegu. Omijał części Hogwartu o skłonnościach do korkowania się. Nie zauważał przy tym, że uczniowie, których mijał, usuwali mu się z drogi.
W końcu Harry stanął gwałtownie, zgiął się w pół, ciężko dysząc. Nie miał wybitnej kondycji do biegania. Gorąca krew pulsowała mu w głowie.
Podobnie jak złość na siebie. Rozejrzał się. Nikogo nie było.
Oczywiście, ty durniu! Po co miałaby tu zostawać?
Na Wieżę Astronomiczną nie miał co wchodzić, na pewno tam jej nie znajdzie. Gdzie mogła pójść? Nie znała haseł do pozostałych pokojów wspólnych, zatem do Luny o pomoc zwrócić się nie mogła. Wtedy była głęboka noc, wszyscy już spali. Weszła do jakieś klasy?
Poszła do biblioteki? Nie... Pokój Życzeń. Tam mogłaby być zupełnie sama. Może ciągle tam była. Musiał sprawdzić.
- Witaj, Harry, mój drogi chłopcze.
Rozpoznał głos profesor Trelawney. Nie miał najmniejszej ochoty teraz z nią rozmawiać.
- Muszę ci wyznać, że jestem potężnie rozczarowana, zszokowana nawet. – Sybilla zlustrowała zdyszanego i spoconego Harry’ego wzrokiem zza jej grubych szkieł, przypominających denka od słoików. – Dlaczego kusisz los? Nie wybrałeś Wróżbiarstwa i...
- Przepraszam, pani profesor – przerwał jej chłopak, patrząc już przez mury zamku w kierunku Pokoju Życzeń. – Spieszę się.
- Właśnie widzę, mój drogi. Moje Wewnętrzne Oko – Trelawney zaintonowała teatralnym szeptem, unosząc ręce w górę – mówi mi, że twój pośpiech ma związek z panną Granger.
Harry, który zamierzał po prostu zignorować kobietę, zamarł.
- Skąd pani to wie?
- Wewnętrzne Oko widzi wszystko i... wszystkich. – Sybilla umilkła. Po chwili wróciła do poprzedniego tonu. – Czasem Wewnętrzne Oko nie daje mi zasnąć, każe mi badać ścieżki...
- Gdzie ona jest?
Chłopak zachowywał się cokolwiek nieuprzejmie, ale z jakiegoś powodu pod wpływem spojrzenia jego zielonych oczu Trelawney darowała sobie skarcenie go czy narzekanie. Postanowiła również nie wspominać już o Oku, mimo jego niezaprzeczalnej wspaniałości, które tylko czasami musiało posiłkować się podsłuchiwaniem.
- Jeżeli dalej śpi, to w ambulatorium... Nic jej nie jest! – dodała szybko, widząc minę Harry’ego. – Mówiła, że...
Kobieta urwała, nie widząc sensu w prowadzeniu monologu z powietrzem. Patrzyła na oddalające się plecy Pottera. Wzruszyła ramionami, czyniąc przy tym spory hałas.
Harry, z trudem łapiąc oddech, zatrzymał się przed drzwiami skrzydła szpitalnego. Zmęczenie paliło mu mięśnie, a strach skręcał wnętrzności. Ambulatorium. Czyli jednak coś się jej stało. Przez niego... Cała wina leżała po jego stronie.
Długo wahał się przed wejściem do środka. Jego organizm zdążył się już uspokoić.
Psychika nie. Harry stał skulony, przeklinając nieprawdziwe sny, siebie i Voldemorta na dokładkę.
- Szukasz kogoś, panie Potter?
Chłopak wyprostował się nagle, czując dłoń na ramieniu. Odwrócił się i ujrzał panią Pomfrey, która przyglądała mu się z dezaprobatą.
- Mogłeś chociaż wstąpić do pani Sprout po jakieś kwiaty. Cóż, mężczyźni... – Pokręciła głową. - Panie Potter, wchodzi pan i przeprasza czy zamierza pan tak stać?
Nie czekając na odpowiedź, hogwarcka lekarka otworzyła drzwi do ambulatorium i wkroczyła do środka. Zdezorientowany Harry, reagując na ruch, także.
Pani Pomfrey zniknęła gdzieś na tyle szybko, że Potter nie zdążył tego odnotować. Przyglądał się nerwowo wnętrzu ambulatorium. Wydawało się puste...
Nie było. Pojedyncze łóżko skrywało się za rozciągniętym, białym parawanem. Światło poranka nie czyniło go choćby odrobinę przezroczystym, Harry widział jednak poruszające się pod nim stopy. Sądząc po rozmiarze, dziewczęce.
Harry potarł czoło. To musiała być Hermiona. Ale.. jeśli połączyć słowa Trelawney i Pomfrey, to jedynie jej uczucia były zranione. Dlaczego przyszła tu, do skrzydła szpitalnego?
Nie miał czasu się zastanawiać, gdyż zza zasłony wyjrzała para brązowych oczu. Sekundę później znów się skryła.
Harry stracił resztki odwagi. Nie czuł się na siłach, przy rozmawiać z Hermioną, pomimo iż w głębi ducha wiedział, że bez dwóch zdań właśnie to winien uczynić. Wybór nie należał do niego, w każdym razie. Dziewczyna, jakby wyczuwając rozterkę Pottera, wyszła pośpiesznie na przejście pomiędzy łóżkami. Płaszcz uczniowski trzymała w prawej ręce, przewieszając go przez ramię. Ułożenie jej włosów wskazywało, że dopiero co wstała.
- Cześć, Harry.
- Cześć. – Chłopak spróbował się uśmiechnąć. Nie wyszło.
- Przyszłam tu, ponieważ chciałam zasnąć w samotności i przemyśleć pewne sprawy. Przepraszam, jeśli się o mnie martwiłeś.
Harry zacisnął powieki na moment. Dość tego. Jej słowa zburzyły tamę.
- Nie, to ja cię przepraszam, Hermiono. – Podszedł do dziewczyny o kilka kroków. – To, jak się wczoraj zachowałem... Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nie chciałem tego, naprawdę.
Hermiona milczała przez parę sekund. Każda z nich zwiększała dwukrotnie ciężar serca Harry’ego.
- Wiem, że nie – odparła, uśmiechając się słabo. – Miałeś prawo się zdenerwować.
- Nie miałem – zaprzeczył natychmiast. – Postąpiłem żałośnie i, naprawdę, przepraszam cię za to. Miałaś rację, ja...
Hermiona położyła palec na wargach Harry’ego, skutecznie go tym uciszając. Objęła go mocno.
- Kocham cię. Nie pozwolę, by jakiekolwiek złe sny stały się rzeczywistością. – Zdjęła okulary z nosa chłopaka. – Wszystko będzie dobrze.
Uniosła się na palcach.
Harry opowiedział, dość pobieżnie, Hermionie o snach, które dręczyły go od początku roku szkolnego. Wyznał, że zachował milczenie, gdyż nie chciał nikogo martwić, jej, Dumbledore’a. Nie chciał znowu chodzić na lekcje oklumencji ze Snapem. Teraz jednak wiedział, że snów nie zesłał na niego Voldemort, zatem może były one tylko projekcją jego podświadomych obaw?
Hermionie wątpiła w taką teorię. Harry również.
Cóż za ironia. Sam nakładał sobie pętlę na szyję. Cudowna, skuteczna metoda, którą podsunął mu Wander ze swoją dziką magią... Gniew i nienawiść wzmacniające jego siłę. Jeżeli sny istotnie pokazywały jedną z możliwych przyszłości, to on, Wybraniec, swoją głupotą tworzył sposobność do jej zaistnienia.
Harry wiedział, że musi przestać myśleć o Czarnym Panu, o śmierci Syriusza, wszelkich negatywach. Musi skupić się na dobrych, ciepłych wspomnieniach. Na miłości, jaką czuł do Hermiony.
Dumbledore miał rację. Mimo to... Chłopakowi nie dawała spokoju jedna myśl.
Voldemort musi umrzeć. Przepowiednia wskazywała go jako jedynego możliwego zbawiciela magicznego świata. Toteż potrzebna jest mu siła...
Wniosek pozostawał jeden. Musi pokonać Voldemorta bez pomocy mrocznych emocji. Jak? Był za słaby. Nie mógł liczyć na ponowne Priori incantatem czy podobny cud.
Hermiona tymczasem otworzyła drzwi sali, do której zmierzali, i wciągnęła go do środka. Profesor Wander siedział przy biurku i mruczał do siebie, patrząc w swoje notatki.
- Panna Granger i pan Potter – odezwał się, nie podnosząc wzroku. – Spodziewałem się was.
Harry nie zamierzał bawić się w grzeczności, nie, kiedy widział jeszcze zakrwawione i załzawione oblicze ukochanej, wyryte na wewnętrznej stronie powiek.
- Skąd pan wiedział o moich snach?
Mężczyzna uśmiechnął się i przyjrzał się mu uważnie.
- Skąd ten gniew w twoim głosie, panie Potter?
Harry drgnął, niemile zaskoczony. Nawet tego nie zauważył. Czy nie potrafił już spokojnie zadać pytania? Nie przepadał za Wanderem, owszem, ale to nie powód, by...
Do licha. Ciężko mu będzie dotrzymać postanowienia.
- Przepraszam, panie profesorze.
- Nie oczekiwałem przeprosin. Siadajcie. – Profesor wyczarował dwa krzesła i poczekał, aż para usiądzie. – Cóż, zdaję sobie sprawę, panie Potter, że nie powinienem zdradzać pańskich snów pannie Granger bez twojego pozwolenia. Uznałem jednak, że tak będzie lepiej. Nie pomylę się, jeśli stwierdzę, że nie kwapił się pan z podzieleniem się wiedzą o nich z panną Granger, prawda?
- Prawda – przyznał niechętnie Harry. Zerknął na siedzącą obok niego Hermionę.
- Odpowiedź na pańskie pytanie jest szalenie prosta – ciągnął Wander. – Choć znowu będę musiał przyznać się do niedyskrecji. Leglimencja, panie Potter. Zobaczyłem twoje sny. Niech się pan nie martwi, nie używam swoich zdolności, by naruszać prywatność uczniów. Pańskie sny były dość... łatwo widoczne, jeśli można to tak ująć. Wręcz same się narzucały. Jestem pewien, że gdyby dyrektor Dumbledore był obecny w Hogwarcie, już dawno rozmówiłby się z panem na ten temat.
- Czy pan profesor wie, gdzie on jest?
- Walczy z Czarnym Panem na swój sposób, panie Potter.
Harry zmrużył oczy. Zatem jednak. Walczył z Voldemortem i nic mu nie wspomniał. Uważał, że nie musi o tym wiedzieć? Że zawadzałby mu?
- Niech się pan nie martwi o dyrektora. Nie wątpię, że Albus wróci do Hogwartu w jednym kawałku.
Harry nic nie odrzekł. Przekonywał się, że Dumbledore na pewno miał swoje powody, by nie brać go ze sobą. Najprawdopodobniej chciał uchronić go od niebezpieczeństw. Powinien się cieszyć, że nie musi narażać życia, jak zapewne czyni to Zakon Feniksa.
- Czy chciałby pan wiedzieć coś jeszcze, panie Potter?
Harry próbował odsunąć gniew, wzbudzony przez przenikające spojrzenie Wandera. Narzucające się sny, co? Leglimencja? Zupełnie, jak Kalisto.
Swoją drogą...
- Czy Kalisto Lestrange to prawdziwa osoba?
Chłopak dostrzegł kątem oka, że Hermiona, słysząc miano córki Bellatrix, wbiła wzrok w podłogę. Nic dziwnego. Jeśli wiedziała, po co umówił się z Kalisto na północne spotkanie...
- Dziwne pytanie z pańskiej strony – odpowiedział profesor. – Przecież już pan ją kiedyś spotkał.
Na twarzy Harry’ego drgnął tylko jeden mięsień.
- Słucham?
- Pamięta pan wakacje we Francji? Plac, na którym pierwszy raz się zobaczyliśmy?
- Co pan tam robił?
- A jak się panu wydaje? Że podziwiałem widoki? – zapytał ironicznie Wander. – Jest pan chyba osobą posiadającą największą liczbę ochroniarzy, jaką znam… Ale to nieważne. Niech pan dokładnie sobie przypomni tamto miejsce.
Harry, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że profesor nie mówi mu całej prawdy, niechętnie skupił się na wspomnieniach. Widział w umyśle plac, czuł upalną temperaturę, prażące słońce… Wracał wtedy do hotelu z Hermioną i Ronem, oprócz Wandera karmiącego ptaki nikogo nie widział. Sami nieznajomi ludzie, szara masa, może oprócz tej dziewczyny…
Harry aż wyprostował się na krześle. Dziewczyna! Uśmiechająca się, piękna, czarnowłosa… Kalisto. To była ona.
- Zanim pan zapyta. Panna Lestrange zapewne pana szpiegowała, już wtedy wykonywała specjalne polecenia Voldemorta. Nie zdziwiłbym się, gdyby w ciągu tych wakacji zebrała o panu sporo danych. Poznała pana dogłębnie – dodał Wander z uśmiechem.
Harry poczuł mocne skręcanie w żołądku. Czyli Kalisto naprawdę istniała, w dodatku było prawie pewne, że posiadała tak rozwinięte zdolności oklumencji i leglimencji, jak w jego snach. Niedobrze.
- Czyli, na przykład... Horacy Slughorn to naprawdę zdrajca?
- Jeżeli Voldemort już go znalazł... Jak najbardziej. Niech tym się pan także nie martwi. Już jakiś czas temu wysłałem do dyrektora list w tej sprawie. Sowa na pewno go znalazła, gdziekolwiek teraz przebywa. Spodziewam się, że Dumbledore poczynił już kroki ku rozwiązaniu tego problemu.
Harry odetchnął, ale tylko na chwilę. W końcu musi zadać to pytanie.
- Panie profesorze, czy moje sny... Czy one się spełnią? Czy ja widzę przyszłość?
Wander przyjrzał się papierom na swoim biurku, stuknął w nie różdżką raz czy dwa. Mruknął coś do siebie i przeniósł wzrok z powrotem na Harry’ego.
- Przyszłość zawsze jest w ruchu, panie Potter. Nie da się przewidzieć tej jednej właściwej. Właśnie dlatego wróżbiarstwo to, wbrew temu, co się panu wydaje, niesamowicie trudny fach. Dlatego przepowiednie, te sprawdzające się, należą do rzadkości. Często działa to na innej zasadzie. Przepowiednia dotycząca pana nie sprawdziłaby się, gdyby nie działanie ze strony Voldemorta. Pani Trelawney równie dobrze mogła zobaczyć swoim Wewnętrznym Okiem wizję przyszłości, w której pan ginie. Jak wtedy potoczyłyby się losy świata? Kto wie – skwitował z uśmiechem mężczyzna. Zerknął na Hermionę. Tu wszystko dobrze. – Ale wdaję się w dygresje, pan wybaczy. Pańskie sny spełnią się, jeśli zajdą okoliczności ich spełnienia. To wszystko.
Jak to prosto brzmiało w ustach Wandera. To wszystko, tak? Harry’emu wystarczyłoby, gdyby jego sny składały się tylko z tego ostatniego. To nie mogło się wydarzyć.
Okoliczności nie mogą powstać. Dobrze wcześniej myślał – biorąc pod uwagę treść nocnych koszmarów, gniew i nienawiść to najprostsza i najkrótsza droga do upadku.
- A czy pan wie, dlaczego... Skąd one się wzięły?
- Biorąc pod uwagę dzisiejszą noc, możemy chyba stwierdzić, iż nie są one dziełem Voldemorta.
Harry zesztywniał. Już wiedział? Spojrzał z błagalną groźbą na profesora. Jeśli odważy się powiedzieć Hermionie, co dokładnie mu się śniło kilka godzin temu...
- Szczerze mówiąc, nie przychodzi mi go głowy nikt inny. To ciekawe, nie uważa pan, panie Potter? Sny są zbyt ciągłe i zbyt spójne, by można je zaliczyć do dzieła przypadku. Naturalnie, zawsze istnieje taka możliwość i nie należy jej wykluczyć, aczkolwiek... Sam pan rozumie. Nie mogę jednak odpowiedzieć na pytanie, skąd one się wzięły. Być może ma pan zadatki na niezłego Wróżbitę? Szkoda, że zrezygnował pan z Wróżbiarstwa.
Harry zmarszczył brwi. Nie zamierzał doceniać dowcipu.
Poza tym, nie uważał całej tej kwestii za ciekawą. Przerażającą, jeśli już.
- To już chyba wszystko, panie Potter, prawda? Przykro mi, że nie byłem w stanie lepiej pomóc. Nie jestem w stanie również niczego panu poradzić w zaistniałej sytuacji. Te sny dręczą właśnie pana i to pan musi się z nimi uporać. Wybór należy do pana.
Harry poczuł, że ostatnie zdanie Wandera zakończyło rozmowę. Hermiona drgnęła, jak gdyby ocknęła się ze snu. Wstała. Chłopak również. Pożegnali się z profesorem i skierowali ku wyjściu. Wander usłyszał jeszcze pytanie dziewczyny:
- Dowiedziałeś się wszystkiego, czego chciałeś?
Drzwi sali zostały zamknięte.
Mężczyzna machnął ponownie ręką. Krzesła zniknęły.
Wyjął papierosa z kieszeni koszuli i zapalił go palcami. Spojrzał na swoje notatki. Skrzyżował ręce na piersi i zadumał się.
Najlepsze jeszcze przed nimi.
PrZeMeK Z.
18.01.2007 17:10
Hm... Całkiem dobre, Hito.
Odpowiedzi może niewiele, ale rozmowa niewątpliwie istotna. Tym niemniej, Wander nadal pozostaje chyba jedną z największych zagwozdek Twojego opowiadania. Z przyjemnością dowiem się kiedyś, co to za typ i z kim trzyma.
Znów zaintrygował, tym razem ostatnim zdaniem tekstu. I bardzo dobrze.
Troszkę bierna była Hermiona w tej rozmowie. Wiem, że tak miało być, ale mogłeś chociaż opisać troszkę więcej jej aktywności: niepewne spojrzenia, westchnienia itp. Bo tak mamy Hermionę, która "jakby obudziła się ze snu", co brzmi troszkę dziwnie. Jakby mało ją ta rozmowa obchodziła.
Tym razem nie świetnie, nie wybitnie, ale dobrze. Sam sobie podniosłeś poprzeczkę poprzednimi dwoma partami.

Gratulacje, że wyrobiłeś się z nowym fragmentem pomimo studiów. Życzę weny i (przede wszystkim) czasu!
Carmen Black
18.01.2007 17:32
O rajuniu. Przerywać w takim momencie? Jak tak można!?
Podobało mi się, serio. Wszystko ładnie, zgrabnie i powabnie. Mroczny Harry wyglądał trochę surrealistycznie, ale możliwe, że właśnie tak by się zachowywał. Harry realny też był niczego sobie. Tylko mnie się jego zła wersja bardziej podobała. Wiem, dziwna jestem.
Była jeszcze jedna rzecz, która bardzo mi się podobała. Sny Pottera. Były strasznie realne, prawie rzeczywiste.
Sama nie wiem, co mówić dalej, więc kończę.
Pozdrawiam,
Carmen Black
Och, wcale nie jesteś dziwna. Zauważyłem, że na tym forum płeć piękna zdecydowanie preferuje ,,mrocznych" facetów. Draco, Snape czy Bestia Harry - zło pociąga panie.
Aha, czasami przerwy będą w jeszcze gorszych momentach :]
Przemek>>już chyba tylko dwa party będą w stanie trzymać poziom. Co w nich będzie, jeszcze nie powiem, ale mam nadzieję, że się spodobają.
QUOTE
Troszkę bierna była Hermiona w tej rozmowie. Wiem, że tak miało być, ale mogłeś chociaż opisać troszkę więcej jej aktywności: niepewne spojrzenia, westchnienia itp. Bo tak mamy Hermionę, która "jakby obudziła się ze snu", co brzmi troszkę dziwnie. Jakby mało ją ta rozmowa obchodziła.
To nie miało brzmieć dziwnie, tylko być wskazówką. Zachowanie Hermiony nie jest tu przypadkowe.
Aha, pierwszy semestr dalej trwa, więc czytelników proszę o nie pytanie się mnie o datę publikacji następnego fragmentu. Będzie, kiedy będzie
Jej, chyba za bardzo przenoszę się w świat Twojego opowiadania. Jak Harry biegł szukając Hermiony to serce mi waliło jak szalone i nie ukrywam, że dalej mi szybko bije

Kolejny part wyjaśniający kilka spraw i zarazem kryjący następne tajemnice. I jak zwykle ostatnie zdanie i równocześnie myśl Wandera przebija wszystko. Co za intrygujący facet. Ciekawe kim on tak naprawdę jest...
Harry próbował zdusić te myśli w "zarodku"?

Tak trochę dziwnie brzmi, przynajmniej dla mnie. Może lepsze by było określenie "w sobie"? Wiem, czepiam się trochę, taki jakiś dziś dzień mam. Oczywiście nie chcę podważać Twojego zdania i tylko piszę to co myślę
Pozdrawiam serdecznie
Ta część dla mnie była naprawdę wspaniała. Głównie z jednego powodu - Wander.
Wreszcie (muszę przyznać, że trochę mi to zajęło

) udało mi się dostrzec tą postać...
Spodobała mi się profesor Trelawney. I to: "Dlaczego kusisz los? Nie wybrałeś Wróżbiarstwa i..." - piękne po prostu.
Faktycznie, zachowanie Hermiony w trakcie tej rozmowy było... dziwne. Ale skoro mówisz, że tak ma być, to się nie kłócę - ty tu jesteś Autorem.
Powodzenia - zarówno na uczelni, jak i w pisaniu.
Part jak zwykle długi i ciekawy. Nie mam się do czego przyczepić. A szkoda, bo ostatnio lubię to robić. Harry i zadatki na dobrego wróżbitę. Nie pomyślałabym, nigdy nie przepadał za Wróżbiarstwem. Może to wina nauczycielki. Trelawney urocza i czarująca.
A Hermiona chyba sobie przysneła. Ciekawe czy słyszała coś z tej rozmowy.
Postać Wandera ciekawi mnie coraz bardziej. On wszystko wie. Z początku myślałam nawet, że jest śmierciożercą, ale to chyba odpada.
Coś czuję, że następna część szybko się nie pojawi. Ale nie będziemy cię poganiać.
Zyczę dużo weny i czasu.
Dziwi mnie trochę fakt, że nikt nie domyślił się, co kryje zachowanie Hermiony (bodajże nie tylko w ostatniej części, ale tu szczególnie). Hermiona nie przysnęła, a każdym razie.
Cóż, to nawet lepiej, będziecie mieć większą niespodziankę :]
Następny fragment istotnie nie zostanie zamieszczony jutro czy pojutrze. Fic zbliża się do końca - szkoda, że akurat teraz jego publikacja musi zwolnić. Przykro mi.
Wander z pewnością ma szerokie horyzonty... Pytanie do czytelników. Czy Wander pracuje w Ministerstwie Magii? I - jak zginął Kingsley?
Połknęłam opowiadanie rozbijając je na dwie części.
Już to wszyscy mówili, ale powtórzę - Luna w Twoim wydaniu jest idealna. Ron - taki właśnie "Roniasty". Jeśli chodzi o konstrukcję bohaterów, to spodobał mi się jeszcze Malfoy - ta trójka jest dokładnie taka, jaka być powinna.
I jeszcze zaintrygował mnie nie Wander a Voldemort - zupełnie inny człowiek(?), bo jest właśnie ludzki.
Jedyne, czego żałuję, to że nie zaczęłam czytać bezpośrednio po pojawieniu się pierwszej części, bo...
Wakacje nad morzem - zaświtało mi w głowie, że dziewczyną, która spojrzała na Harry'ego mogła być Kalisto (ale nawet nie przyszło mi do głowy zastanawiać się skąd się tam wzięła - krótko mówiąc potraktowałam ją jako typową Mary Sue - zresztą Wandera też

), ale nie skojarzyłam mężczyzny z Wanderem. Przy mniej więcej trzecim opisie kruków zaczęłam podejrzewać, że Kalisto jest animagiem i kontaktuje się z nauczycielem OPCM, pewne (z braku lepszego słowa) pokrewieństwo między Wanderem i Kalisto wydawało mi się oczywiste.
Hmm... trafiłam jedynie z tym, że kruki nie były czysto przypadkowe. Trudno odgadnąć zamysły autora

.
Ale teraz jestem w zupełnej kropce - czemu Hermiona była taka nieobecna podczas rozmowy? Przychodzą mi do głowy jedynie absurdalne teorie spiskowe: Hermiona pod działaniem eliksiru od pani Pomfrey/Imperiusa (lub innego zaklęcia) Wandera/ewentualnie z rozgrzebanym przez Kalisto umysłem - czyżby ktoś chciał chronić Hermę?
Następnie Kingsley - może Potter go walnął Caedesem? (mam nadzieję, że dobrze napisałam) Bardzo streszczając sytuację: Kingsley coś tam próbuje zrobić z Horkruksem, ale nie za bardzo mu wychodzi. Pojawia się Potter, otwiera medalion (nawet Dumbledore'owi się to nie udało, ale w końcu to Harry jest Wybrańcem). Potem, żeby Dumbledore nie za szybko odkrył jaki z Harry'ego ananas, Potter morduje Kingsley'a... Mimo wszystko bardziej logiczne wydaje się mi wytłumaczenie, że to ma ścisły związek z Horkruksem. Jaki? Nie mam zielonego pojęcia.
I ostatnie Wander i Ministerstwo - stanowczo (przynajmniej jeśli chodzi o mnie) do siebie nie pasują. Wander jawił mi się raczej jako "ten trzeci", który chce sięgnąć po władzę. Do czasu, gdy nie potwierdziło się, że kontaktuje się z Kalisto, która najwyraźniej nie cierpi Voldemorta (zabrał jej matkę, dzieciństwo, itd. więc ma o to ogromy żal). Jeszcze wcześniej podejrzewałam go o bycie śmierciożercą, ale skoro Vold nie brał pod uwagę jego kandydatury jako szpiega w Hogwarcie - tylko Malfoy i Snape... No i miałam już o nim ustalone zdanie, a tu trochę się zagmatwała teoria.
W czasie nadal nie mogę się połapać. Czy częściowo opowiadanie jest retrospekcją? Bo z jednej strony Harry-Chłopiec-Bez-Sumienia, a z drugiej strony przejmuje się, że nie powiedział Hermionie o sposobie, jaki stosuje do opanowania zaklęć

.
Mam tylko nadzieję, że nie uczynisz Kalisto lub Wandera jakimiś super-bohaterami, którzy albo giną z ręki Voldemorta, składając życie w ofierze, albo co gorsza sami bezpośrednio przyczyniają się do klęski Volda.
Coś jeszcze miałam napisać, ale zapomniałam.

Hmm... już po trzeciej, a myślałam, że dwunasta dochodzi.
To jeszcze tak szybko: uwielbiam niektóre z twoich wyrażeń: "styczeń kwitł" czy "ciął rzeczywistość na kawałki centymetry od twarzy uczniów"
I dwa pytanka:
Czy rozmowę o pelerynie niewidce skonstruowałeś jedynie po to, by wrzucić do niej demimoza? Miałam takie dziwne wrażenie, że chciałeś po prostu wykazać(?), że czerpiesz ponad normę z rowlingowskich źródeł i zwracasz się do "Fantastycznych Zwierząt".
I dwa: Czy ty też czytasz Jane Austen podobnie jak Twoja Hermiona, czy jest to raczej rowlingowski zapęd, czy też czysty przypadek? (Musiałam zawrzeć w jednym pytaniu, bo napisałam, że będą tylko dwa

).
Koniec końców - całkiem niezłe, czekam na końcówkę.
EDIT: Niestety będzie jeszcze trzecie pytanie - skąd imiona bohaterów tj. Kalisto i Wander? Opowiesz coś o tym więcej?
Chyba napisałam porządną (bo długą) komentarzo-opinię. A teraz

chociaż czy opłaca się jeszcze kłaść?
Trochę teorii i pytań tu widzę, zatem po kolei:
a) na początek - Kalisto i Wander nie są spokrewnieni w oczywistym znaczeniu tego słowa. Natomiast łączą ich pewne fakty, choćby zainteresowanie osobą Harry'ego (w przypadku Kalisto, jak widzieliśmy, dodatkowo o jeden element).
Kruki, naturalnie, nie są przypadkowe. Za często występują, by tak było

b) Dokładnego spoilera w kwestii Hermiony nie walnę i napiszę tylko, że jedna Twoja ,,absurdalna teoria spiskowa" jest właściwie poprawna, trzeba by ją tylko uzupełnić o mały szczegół.
c) O Kingsleyu nic napisać nie mogę, gdyż rozwiązania są dwa - albo załatwił go Harry, albo Horcrux. Teoretycznie ten podpunkt jest już wyjaśniony.
d) Dobre trafienie z ,,tym trzecim", jeśli chodzi o Wandera, gorsze z sięganiem po władzę. Natomiast Ministerstwo... Wander zaprzeczył, że do niego należy (było to w ficu), ale pewien fragment może sugerować, że niezupełnie tak to wygląda (który? Szukajcie, a znajdziecie, wnikliwi czytelnicy

).
Voldemort istotnie nie rozważał kandydatury Wandera jako szpiega w Hogwarcie - jest ku temu powód.
e) Retrospekcją? Nie, oprócz jednego - w przeważającej części - fragmentu.
f)

Kalisto lub Wander składający życie w ofierze? Jak dla mnie, absolutnie to do nich nie pasuje. O to nikt martwić się nie musi. Kalisto, co również zostało już przedstawione, woli działać zdecydowanie pośrednio.
Wander jako super-bohater? Zobaczycie, co jego postać kryje. Nie mówię, że wszystkim spodoba się prawda (choć nie odsłonię jak całkowicie), ale o tym po zakończeniu fica.
g) Skąd wzięła się Peleryna-niewidka? To pytanie mnie akurat ciekawi, dlatego wrzuciłem o niej rozmowę. A skoro już to zrobiłem, to pasowałoby sięgnąć do źródeł. ,,Fantastycznych zwierząt" jednak w rękach nigdy nie miałem. Do Rowlingowskich książek sięgam bardzo rzadko (tyczy się to także samego cyklu o HP). Ale nie ukrywam, że chciałem pokazać się z dobrej strony :]
h) W życiu żadnej książki Jane Austen nie przeczytałem. Rowling je lubi - to wiem. Czego tyczą się pytania? (bo nie wiem, co jest czystym przypadkiem) :]
Imię. Sprawa z Kalisto jest oczywista. Syriusz, Andromeda... Część imion rodziny Black wiąże się z kosmicznymi nazwami. Poszedłem to drogą, stąd Kalisto. (możliwe, że inspiracja tknęła mnie przy jakiejś okazji, ale głowy nie dam).
Nazwisko Wander miało pierwotnie wyglądać ,,Wanderer'' - ale to brzmi gorzej. ,,Wędrowiec" (jeśli to spoiler, to raczej natury ogólnej i nie mającej większego związku z ,,BtS"). Wand-er. ,,Wand" to różdżka po angielsku, a końcówkę ,,-er" dodaje się do nazw zawodów. Taka strasznie wysublimowana gra słów

Dodatkowo sama słowo ,,Wander" znaczy (jeśli się nie mylę) tyle, co ,,zastanawiać się". No i blisko do słowa ,,Wonder", czyli cud.
Imię Wandera zostanie jeszcze wyjawione w ficu.
Dzisiaj raczej niedużo napiszę, niestety. Mam nadzieję, że nauka na egzaminy nie zablokuje mi całkowicie kończenia (bo już zostało nam około 4-5 fragmentów i epilog) Behinda.
Chciałam wnieść poprawkę właśnie "wonder" oznacza "być ciekawym, zastanawiać się" (plus jeszcze pare bliskich znaczeń), "cud" to nie "wonder" tylko "miracle"
Przepraszam, ale to takie moje zboczenie z angielskim
smagliczka
25.01.2007 22:16
Wonder wonder... a jakże: podziw, zdumienie, zachwyt... cud również.
Rosssa>>możliwe z ,,zastanawianiem się'' (mój błąd), ale co do cudu... Jak się mówi po angielsku siedem cudów świata - Seven Wonders of the World czy Seven Miracles? Tak więc mamy remis
(dlaczego ,,wonders'' wyjaśnia w zasadzie post Smagliczki)
Smagliczka>>dzięki za sprostowanie kwestii językowej, ale - mimo wszystko - bardziej doceniłbym opinię samym ficu (nie pamiętam, żebyś się wypowiadała).